- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Zwierzęta patrzą na nas - 1932

Autor: Cieślak Aleksander ( Goniec Częstochowski )
Data dodania: 31.03.2016 19:32:17

Goniec Częstochowski nr 215 z 1932 r.

„Zwierzęta patrzą na nas”.

(Książka o zwierzętach – Ogród zoologiczny przy I Gimnazjum Państwowym w Częstochowie. –Znaczenie kulturalne i pedagogiczne szkolnego zwierzyńca)

Nie jest to wcale jakby się na pierwszy rzut oka zdawało, nazwa jakiegoś filmu egzotycznego, tylko tytuł dzieła Eippera o zwierzętach, a zarazem sugestywny apel do czytelnika. Książka ta, niedawno przetłumaczona na polski, jest zbiorem świetnych notatek i spostrzeżeń uczonego, zostającego w stosunkach z największymi firmami importu zwierząt oraz z najbogatszej zoo’ami Europy. Książka czarująca, nad wszelki film powabniejsza. Odkrywa nowy świat przed człowiekiem dzisiejszym, który o zwierzęciu myśli w kategoriach klatki, krat i tęgiej woni drapieżców. Eipper daje lekcję pokory, dumnym dwunogom, których stać na to, by za 50 gr. mieć rewię czworonogów z całej kuli ziemskiej.
Całą cywilizacja pracuje niezmordowanie nad tym, żeby człowiek zupełnie zerwał z przyrodą, żeby nie wiedział „jak trawa rośnie”. Zbliżenie do zwierzęcia nawiązuje częściowo ten zatracony kontrakt. Panowie świata widzą obok siebie świat inny, potężny, a jak nieraz tkliwie delikatny, ciekawy, świat odrębnych trosk, radości i smutków.
-Zwierzęta patrzą na Ciebie!- wielkie to słowo.
Stosunek człowieka do zwierzęcia zmienił się dość gruntownie. Od „szlachetnego” (ongi powszechnego, a dziś jeno niewielu uprzywilejowanym dostępnego) zwyczaju mordowania bezbronnych zwierząt z przyzwoitej odległości do racjonalnej opieki-to przecież postęp mimo wszystkie pesymizmy człowiek coś nie coś stał się lepszym na przestrzeni wieków.
Św. Franciszek z Asyżu dziś znalazłby współpracowników w towarzystwach ochrony zwierząt; miałby ułatwione zadanie, ale jednocześnie utrudnione powstanie legendy o wilku z Gubbio.
Częstochowa posiada ważną pod tym względem placówkę kulturalną. I Gimnazjum Państwowe dzięki niestrudzonym zabiegom dyrektora Wacława Płodowskiego ma zwierzyniec. Oceniając doniosłość tej imprezy komitet rodzicielski i Magistrat miasta śpieszą z pomocą finansową. W Polsce oprócz częstochowskiego mamy bodaj tylko jeden zwierzyniec gimnazjalny; w Zamościu lubelskim. Częstochowski powstał i utrzymuje się przy wzmożonych wysiłkach. Początek zrobiona w roku 1923. Potem II Gimnazjum Państwowe pdstąpiło posiadane sztuki. Stan znacznie powiększyły zakupy, a szczególnie cenne dary dyrektora rezerwatu Białowieża inż. Karpińskiego (np. ptactwo wodne), dary ziemian okolicznych, dóbr Lipie (2 gatunki borsuków), obyw. Ziółkowskiego, dyr. Markowicza. Nadleśnego figlarowicza, p. Kochnowej i innych. Lisy, wilki i dziki są wychowywane od małego. Dzik, dziś ogromna bestia z kłami groźnie załamującymi górną część ryja, zdążył już pewnie zapomnieć o butelce ze smoczkiem. Zakwita hodowla bażantów.
Codziennie o 8 rano wtacza jeden z uczniów żelazny wózek z mięsem. Turkot na żółtych ścieżkach spotyka się z ogólnym uznaniem: wilki skaczą w górę i szczekają grubo; lisy oddają się natychmiast pewnej formie zmechanizowanego biegania w przedniej części swych pomieszczeń, myszołowy patrzą uważnie i taktownie oczekują, aż karmiciel opuści ich upierzoną klatkę. Niecierpliwa pustułka przylatuje do rąk chłopca po porcję. Jeden z orłów zdradza wytworne maniery: śniadanie bierze albo z dłoni albo z półki, na jadło rzucone na ziemię nie spojrzy, choćby głodował parę dni. Borsuk zda się jest fatalistą: wie, że co ma dostać, to go i tak nie minie. Sprawę napełnienia żołądka uważa za wystarczająco aktualną dopiero wówczas, gdy kawał mięsa spada mu do nory na nos. Bluz uczniowskich i szafirowych czapek przybywa. Wszyscy uzbrojeni w rynienki, bańki, skopki. Pojawia się kierownik ,,Kółka przyrodniczego” prof. Markowski. Praca zaczyna wrzeć. Chłopcy krają talarki z kartofli do kopanki. Barany już zagłębiły łby w jakieś naczynia. Osła prowadzą na paszę, dla jeleni i daniela- stanowiących ,,błękitną krew” zwierzyńca- przydzielony człowiek ,,Kółka” myje i obiera kartofle i buraki przed pokrajaniem. Podchodzę do koryta wysłanego fioletowymi i białymi krążkami. Dyr. Płodowski, który przed chwilą obdarzał koczkodona i dwie małpy Bangur porzeczkami, opowiada mi, że młody rogacz pozwala się obsługiwać jedynie tym uczniom, którzy dorównywują mu wzrostem. Nie ma szacunku dla mniejszych od siebie. Ten brak szacunku byłby ostatecznie wyrozumiale puszczany w trąbę, gdyby nie fakt, że objawia się wprawianiem w ruch mocnych kopyt. Obecnie ów miłośnik wysokich chłopców spaceruje swobodnie po ogrodzie. Jeden Bangur zdradza idjosynkrazję do kwiatów, dlatego nie korzysta z praw przechadzki. Drugi spaceruje i sam wraca do swego domku. Ciekawe, że ten rudawy siłacz nie łamie kwiatów, ani gałęzi, a natomiast kruszy bez opamiętania drabinki w swej klatce. Dyrekcja szanując bojkotowanie przez niego przedmiotów z drzewa, sprawiła mu w końcu żelazną drabinkę.
Małpy piją mleko z flaszek, szarpiąc gwałtownie drucianą siatkę i złoszcząc się niebywale na trzymającego butelkę chłopca, jeśli biała ciecz zacznie im kapać po brodzie.
Niedźwiedź, egzemplarz okazalszych od swych kolegów z Poznania i Warszawy, otrzymał swój bochenek razowego chleba. Zajada smakowicie. Małe oczy zdają się mówić: chleb, że pazury lizać! Brunatny łuszczy bochenek ogląda pilnie łapy, czy nie zataiły mu się tam jakieś okruszyny. Wilki łykają z pasją, w powietrzu co tchu- mają iście wilczy apetyt. Lis pozbiera zgrabnie wszystkie kawałki do wąskiej mordki i zaczyna szybko spacerować- tym razem w tylnej części klatki. Żółwie na razie nawet żółwim krokiem nie zbliżają się do misek. Leżą w kontemplacji, jak dwa ciemne półmiski odwrócone do góry dnem. W piramidzie kamieni błękitnieje pierścień zaskrońca.
Przy klatkach papug, turkawek, kosów, cieciorek, królików, wiewiórek, łaski, chomików, morskich świnek, kaszatek, białych myszy i tym podobnych drobiazgów ,,urzędują” chłopcy z najmłodszych klas.
Krajobraz się zmienia. Na widownię występują duża ilość mioteł, szczotek, szpadli, przeróżnych skrobaczek, grac krótkich i grac na długich trzonkach, potrzebnych przy czyszczeniu borsuczych jam. Kubły, taczki, paki z trocinami. Zwierzęta przegnano do ogrodzeń i zawarto; młoda żona wilka uparła się i chce zobaczyć jak się odbywa sprzątanie jej buduaro. Jak wiadomo na upór żon nie ma rady, więc uczniowie zamiatają przy niej. Z lisami wychowankami nie robi się żadnych ceregieli, Bierzę się je po prostu na rudy kołnierz i wyrzuca za drzwi klatki. Jedno wspaniałe lisie futro macha jak pies ogonem przychodząc do ręki po kawałek cukru.
Praca jest ciężka i niewdzięczna; starsi chłopcy umiatają, myją, szorują, a młodzi donoszą trociny, wodę i podściółkę. W czystych klatkach zwierzęta otrzymują prysznic. Wilki korzystają z kąpieli biegając. Najpoważniej do swej toalety zabiera się miś. Siada nad betonową studzienką, podnosi się gdzy z sikawki otworzą nań wachlarz wody, zagarnia na siebie łapą srebrzysty chłód, nadstawia brzuszysko, boki i rozdziawioną paszczę pod tryskający strumień.
Powoli zwierzyniec pustoszeje. Gdy oddali się ostatnia osoba, lisy zaprzestaną swego paradowania z chorągiewkami mięsa w pyskach i wezmą się do jedzenia; dwie godziny wytrwale czekały na tę chwilę.
Na uwagę zasługuje fakt, że opiekuje się zwierzyńcem uczniowskie „Kółko przyrodnicze”. Uczniowie przygotowują posiłki, karmią, oprzątają, doglądają i leczą zwierzęta pod bezinteresownym kierunkiem powiatowego lekarza dra Bielińskiego. Sami opatrują w wypadkach chorób skóry, nie odłącznych przypadłościach niewoli. Prowadzą indywidualne kroniki zwierząt. Można rzec, że wychowują zwierzęta. Zżycie „z pupilami” jest tak silne, że często absolwent gimnazjum utrzymuje w dalszym ciągu kontakt ze zwierzyńcem częstochowskim. Dawni członkowie „Kółka przyrodniczego”, nadleśny Figlarewicz i asystent weterynarii w Warszawie Szifelbajn pracują nadal dla zwierzyńca.
Cóż może być wdzięczniejszego nad zyskanie sobie przyjaciela w zwierzęciu? A zarazem cóż trudniejszego? Młodzież ma tu ładne pole do wyzyskania zalet umysłu, a zwłaszcza serca. Tutaj za mało jest posiadać bałwochwalczo dziś cenioną sprawność fizyczną, tutaj trzeba zrobić sprawność inteligencji i duszy czującej. Stąd ogromne znaczenie wychowawcze uczniowskiej opieki nad zwierzyńcem, które znalazło swego promotora w takim pedagogu, jak dyr. Płodowski. Warto przypomnieć głos przedstawiciela Indyj, kraju sympatii dla zwierząt-Gandhi pisze: „Opieka nad krową (poemat współczucia) to symbol opieki nad wszystkimi niemal istotami tworzonymi przez Boga, to dowód, że człowiek odrzucił wszelką samowolną i nieludzką przemoc, to konieczny kamień probierczej słodyczy i doskonałej dobrotliwości serca”.
Wacław Kubacki.

Częstochowa, w sierpniu 1932



[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych