- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Historia Zycia

Autor: Oderfeld Jan
Data dodania: 18.11.2007 12:07:38

Jan Oderfeld - Wspomnienia cz. I Moje dzieciństwo i młodość

Na początku mojej opowieści pragnę wspomnieć mój dom rodzinny, rodziców a także fabrykę papieru kolorowego której właścicielem był mój ojciec. Na owe czasy była to bardzo nowoczesna fabryka, zmechanizowana, napędzana przez maszyny parowe. Często jako dziecko zwiedzałem fabrykę ojca poznając złożone urządzenia oraz maszyny. Pragnę wyrazić moją wdzięczność rodzicom za prace jaką włożyli w wychowanie i nauczenie mnie w dzieciństwie. Moja opowieść nie będzie być może tak gładką opowieścią ponieważ nie prowadziłem niestety pamiętników ani żadnych zapisków. Opowiem wiec tyle ile
pamiętam. Mój ojciec ukończył w roku 1890 jedyne gimnazjum w Częstochowie, opisywać tego gimnazjum specjalnie nie ma potrzeby, ot gimnazjum jakich było wiele na ziemiach polskich, które znajdowały się pod zaborami rosyjskimi. Jeśli ktoś jest zainteresowany bliżej tą tematyką odsyłam go do powieści Żeromskiego pod tytułem: Syzyfowe prace. Kontynuując opowieść o moim ojcu, gdy ukończył już gimnazjum, nie pamiętam ile trwała nauka, 7 może 8 lat, może zbliżone to było do dzisiejszej matury.
Wielu ludzi po skończeniu gimnazjum poprzestawało na zdobytym wykształceniu ogólnym, jednakże mój ojciec chciał uczyć się dalej, był zafascynowany chemia, chciał się kształcić w tym właśnie kierunku. Pragnę przypomnieć że w Polsce w owych czasach niczego odpowiedniego nie było . Mój ojciec opowiadał mi iż poszukując dla siebie dobrego wykształcenia zgodnego z jego zainteresowaniami zastanawiał się, gdzie na świecie są uczelnie o wysokim poziomie kształcenia. Z jego analiz wynikało, iż takie uczelnie znajdowały się w Niemczech, jako w kraju o wysokim stopniu uprzemysłowienia. Ojciec zdecydował się na uczelnie w miejscowości Karlsruhe, było to w dystrykcie Niemieckim nazywanym Badenia. Nie potrafię porównać jakiego rodzaju była to szkoła, może odpowiednik naszego uniwersytetu, być może troszkę niżej. Z grubsza biorąc była to szkoła kształcąca inżynierów na średnim poziomie /w owych czasach istniał również wyższy poziom kształcenia inżynierów tzw. inżynieria dyplomowana, jednakże aby ukończyć ten wyższy poziom trzeba było najpierw zaliczyć poziom średni wraz z kursami/. Mój ojciec ukończył uczelnie jako inżynier, jednakże chciał kształcić się dalej, niestety w Niemczech nie było niczego, co mogłoby odpowiadać oczekiwaniom mojego ojca w owych czasach. Bardzo niedaleko od Karlsruhe jest Szwajcaria , a tam słynny uniwersytet w Brnie. Mój ojciec zapisał się na ten uniwersytet i po kilku latach żmudnej pracy ukończył go z tytułem doktora. Aby uzyskać niezbędną praktykę powrócił znowu na teren Niemiec, gdzie rozpoczął studia podoktorskie. Może wspomnę tutaj kilka słów o tym, iż kandydaci którzy chcieli zaprezentować swoje umiejętności zgłaszali się wówczas na staż półroczny do największych i nowoczesnych fabryk, ojciec mój taki staż odbywał w fabryce sody. Fabryka stawiała dość korzystne warunki startu, oferując przez pół roku fundusze, które można było spożytkować na stworzenie jakiejś innowacji, wynalazku. Wówczas, jeśli było to przydatne w fabryce i zapewniało jej rozwój fabryka kupowała pomysł, bądź też w przypadku niepowodzenia rezygnowała z dalszej współpracy. Mój ojciec pracował jeszcze w kilku różnych fabrykach w ówczesnej Europie, po czym wrócił do Polski, gdzie rozpoczął pracę w naszej rodzinnej fabryce. Moja matka otrzymała standardowe wykształcenie jakie w owych czasach otrzymywały kobiety wywodzące się ze środowiska inteligenckiego, ani za mało, ani za dużo, po prostu matura. Jakie były wymagania na maturze ja już po tylu latach nie potrafię powiedzieć no może jedynie tyle co mama mi opowiadała, że kładziono nacisk na języki rosyjski, łacinę i grekę. Moja mama ukończyła
szkołę, interesowała się jednak starożytną Grecją i Rzymem, starała się więc uzupełnić swoją wiedzę na studiach prywatnych, szczególnie z zakresu mitologii greckiej i rzymskiej. Wówczas jeszcze nie była żoną mojego ojca, w jaki sposób rodzice się zeszli nie bardzo potrafię powiedzieć, pewnie mama wspominała mi na ten temat, ale ja nie potrafię przytoczyć szczegółów, niemniej jednak ważny jest fakt, iż w roku 1904 w Warszawie moi rodzice pobrali się w Parafii Ewangelicko Augsburskiej. Wesele musiało być huczne z licznymi gośćmi ponieważ ojciec wynajął cały Hotel Saski, nie pamiętam ile wesele trwało, czy kilka dni, czy nawet tydzień. Rodzice ustalili, iż zamieszkają w Częstochowie, gdzie ojciec objął dział w fabryce rodzinnej, w którym to jego wiedza i doświadczenie bardzo się przydały. Dział zajmował się produkcją miedzy innymi papieru kolorowego, prawdopodobnie w tym czasie była to jedyna fabryka tego typu na terenie Polski. Współwłaścicielami fabryki byli jego bracia, no ale jeden z braci w ogóle nie
interesował się fabryką, ponieważ był adwokatem, a jego dochody wystarczały mu do życia. Drugi brat prowadził w fabryce dział graficzny, no ale głównym szefem fabryki był mój ojciec. Moja matka skupiła się głównie na domu i dzieciach, ja nie byłem pierwszym dzieckiem, mój pierwszy brat Jurek zmarł po roku, nie potrafię powiedzieć dokładnie na co chorował, mówiono jedynie .e to choroba płuc, a w owych czasach jedynym lekarstwem zalecanym przez lekarzy było tzw. zdrowe powietrze. Po kilku latach ja się
narodziłem, rodzice strasznie bali się o moje zdrowie starając się wypełniać ówczesne zalecenia często wyjeżdżali ze mną do Zakopanego, które to miejsce było określane jako z „dobrym powietrzem”. Poza tym w owych czasach Częstochowa była blisko granicy Niemieckiej, wiec rodzice starali się w miarę możliwości często wyjeżdżać ze mną. To, co jeszcze mogę powiedzieć o moich rodzicach to że rodzice często robili różne prace społeczne, np. mój ojciec wykładał, oczywiście nieodpłatnie, tzw. towaroznawstwo, moja matka udzielała się w parafii. To właściwie tyle ile chce powiedzieć w chwili obecnej o moich rodzicach. W uzupełnieniu tej części opowieści. Nie wiem, kiedy jako dziecko nauczyłem się czytać po prostu nie pamiętam tego zbyt dobrze. Nie przypominam sobie przy tym abym korzystał z pomocy przy nauce alfabetu czy też czytania. Pragnę jednak wspomnieć, iż moja Matka wprowadziła mnie w świat literatury i to nie tylko tej polskiej, ale i światowej. Oczywiście tłumaczonej na język polski. Nie zależnie od faktu, i. umiałem już czytać pamiętam, że moja mama czytała mi bardzo często równe książki przyznaje, iż bardzo to lubiłem. Oczywiście doborem odpowiedniej literatury dla takiego młodego
człowieka zajmowała się moja Matka, ale przyznaje, iż bardzo wiele z tego się nauczyłem i wyniosłem. Tyle mogę powiedzieć, jeśli chodzi o moje początki z literaturą. Jeśli chodzi o nauki ścisłe to pamiętam, że bardzo zafascynowany byłem jako młody człowiek matematyką. Dziś zupełnie nie pamiętam, jakie były tego początki. Pamiętam jednak, że kiedyś spytałem mojego ojca, co to jest milion, odparł, i. jest to bardzo duża liczba. Wszystko to wydawało mi się bardzo ciekawe a zarazem tajemnicze. Jeżeli chodzi o
moją dalszą naukę to mój ojciec wziął na siebie ciężar wciągnięcia mnie w nauki chemii i fizyki. W związku z tym i. mój ojciec prowadził jak już wspomniałem wykłady i szkolenia, urządził równie. Małe laboratorium gdzie ja jako młody chłopiec sześcioletni poznawałem ten fascynujący świat nauki.
Pamiętam jak mój ojciec pokazywał mi różne doświadczenia chemiczne jak po dodaniu jakiegoś odczynnika zmieniały się barwy cieczy w próbówkach. Wspominam także pierwsze urządzenia takie jak pompa pneumatyczna. Pamiętam na przykład taki eksperyment, mój Tato umieścił budzik, który dzwonił w pojemniku, z którego Tato usunął powietrze i budzika nie było już słychać. Te wszystkie doświadczenia
były dla mnie w owym czasie magiczne niemal i bardzo mnie fascynował ten nowy świat ukazywany przez mojego Ojca. Musze przy tym wspomnieć, iż w owych czasach nie było jeszcze powszechnie stosowanej elektryczności. Moi rodzice nie byli jakoś specjalnie przygotowani edukacyjnie do szkolenia dzieci byłem pierwszym dzieckiem, które oni uczyli ważnych rzeczy w życiu. Jednakże moi rodzice postanowili, że trzeba jakoś uporządkować te informacje, które starali mi się przekazywać. Wynajęli, więc nauczycielkę, która bardzo mile i wdzięcznie wspominam, Nazywała się panna Janina Wrede, miała wówczas 18 lat i świetnie znała się na dzieciak. Prowadziła moją edukację przez ponad siedem miesięcy. Potrafiła w jakiś sposób opanować i poukładać i usystematyzować moją nabytą wiedze. Wspominam również iż nauczyła
mnie kalendarza Luterańskiego. Moja nauczycielka uporządkowała, więc moje wiadomości wzbogacając je o jakiś wkład teologiczny. Po tych pierwszych krokach w świat wiedzy, rodzice skierowali mnie do wspomnianego już gimnazjum. Oczywiście nie do pierwszej klasy, ale do klasy przedwstępnej. Ponieważ stosownie do mojego młodego wieku powinienem pójść do jakiegoś przedszkola jak ta instytucja w owym czasie się nazywała oczywiście nie pamiętam. Pamiętam jednak, iż jako dziecko byłem dobrze
przygotowany do rozpoczęcia nauki. Znałem dość dobrze język niemiecki a to z uwagi, iż podczas pierwszej wojny światowej byłem na terenie Szwajcarii. Okazało się, że moje umiejętności były wystarczające, aby w tak młodym wieku przyjąć mnie od razu do klasy pierwszej. Pamiętam, iż przy przyjęciu mnie do wspomnianego gimnazjum zaproponowano abym od razu rozpoczął naukę w pierwszej klasie, ponieważ będę się nudził w klasie wstępnej, co może mnie zniechęcić do szkoły oraz nauki. Pamiętam, iż moja pani nauczyciel, którą wspominam z sympatią do dziś podarowała mi książkę. W
przedziwny sposób ta książka zachowała się była to encyklopedia o tytule „Księga wiadomości użytecznych”. Przyznaję, iż przez wiele lat mojego dzieciństwa ta właśnie książka była dla mnie jak biblia zawierała, bowiem wszystkie tematy, które wówczas mnie interesowały jako młodego człowieka. Pamiętam, że na pamiątkę moja Matka podarowała mojej wychowawczyni jakiś medalion. W tych czasach panie nosiły często medaliony z jakimiś świętymi osobistościami lub też z jakąś ukochaną
osobą najbliższą. Ja rozpocząłem naukę w gimnazjum w 1916 roku, a wiec dwa lata po rozpoczęciu działań pierwszej wojny światowej. Muszę przy tej okazji wspomnieć, iż Częstochowa zajęta została przez oddziały niemieckie w ciągu tygodnia. Rosjanie nie bronili się specjalnie opuszczając miasto bez wystrzałów, oraz walki. Pamiętam, iż o wiele lepiej odbieraliśmy Niemców jako wyzwolicieli spod zaboru rosyjskiego, choć były także i trudności w owym czasie. Niemcy rozpoczęły wojnę bez przygotowania i brakowało wszystkiego. Wspominam na przykład, iż brakowało Niemcom metali, a wiec wszelkie metale półszlachetne, brąz zostawały rekwirowane. Następną taką grupą były maszyny, których również Niemcy mieli małe ilości. Pamiętam, że Niemcy grzecznie, ale stanowczo poprosili o maszyny, które pracowały wówczas w naszej rodzinnej fabryce. Oczywiście wystawiono nam pokwitowania, oraz wszelkie dokumenty.
Wspomnę, iż po zakończeniu działań wojennych zarekwirowane maszyny zostały nam zwrócone. W owych czasach często ludzie zapadali na choroby płuc. Moja mama tuż przed wojną leczyła się w Zakopanym, które uważane było w tym czasie, jako jedno z najzdrowszych miejsc z dobrym powietrzem i atmosferą a więc przyjeżdżało do Zakopanego wiele ludzi chcących leczyć swoje dolegliwości. Pamiętam, że bardzo tęskniłem w tym czasie za mamą, którą leczono właśnie w Zakopanem przez 6 miesięcy.
Pamiętam, że nie wolno mi było zostawać z mamą w Zakopanem dłużej i wróciliśmy do Częstochowy. Lekarze stwierdzili, iż wszystko, co można było zrobić dla mojej mamy zostało już zrobione. Przypuszczam, iż tak naprawdę nie wiele zrobiono dla poprawienia jej stanu zdrowia. W tych czasach nie było jeszcze nowoczesnych środków medycznych więc zaleczono jedynie choroby, jeśli było to możliwe i organizm chorego był na tyle silny, że dawał sobie radę z chorobą. W tych czasach lekarstwem na choroby płuc był dobry klimat a w tym czasie oprócz Zakopanego, takim dobrym klimatem cieszyła się Szwajcaria.
Wiec tam pojechaliśmy z uwagi na zdrowie mojej Matki, ale i również dla tego, że moja matka nie chciała się ze mną rozstawać. Samej podróży nie pamiętam na pewno podróżowaliśmy pociągiem w owych czasach tak właśnie najczęściej podróżowano. Pamiętam jednak podróż statkiem przez jezioro Bodeńskie i to, że ta wyprawa bardzo mi się podobała i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Po raz pierwszy w życiu
widziałem tak wielkie jezioro .Po przyjeździe jakoś ulokowaliśmy się z moją matką. Wspomnę przy tym, iż mieszkaliśmy w dość dobrych warunkach. Moi rodzice nie byli bogaci jednakże byli zamożną rodziną.
Sprawy uległy zmianie po wybuchu w sierpniu 1914 pierwszej wojny światowej. Byliśmy postrzegani przez Szwajcarów jako Rosjanie, bowiem w tym czasie nie było Polski na mapach Europy.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych