- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia o profesorze T. Seifriedzie

Autor: Cieślak Aleksander ( opracowanie )
Data dodania: 16.06.2007 09:28:50

Profesor Seifried Tadeusz w liceum i gimnazjum im. H. Sienkiewicza pracował od momentu zakończenia wojny tj. od 1945 roku. Był znakomitym matematykiem, jednak jego pasją była bez wątpienia astronomia. W latach 50 – tych opiekował się miejskim obserwatorium w parku im. Staszica. Był nawet zdziwiony, kiedy otrzymał z urzędu pensję. Swojej żonie mówił : Popatrz dostałem pieniądze, a przecież to jest moja pasja, ja się tym bardzo interesuję. To właśnie pod jego kierunkiem i okiem wyrósł światowej sławy astronom profesor Sławomir Ruciński ( początkowo pracował w NASA przy lotach kosmicznych ), obecnie mieszkujący w Toronto. Zawsze jak tylko odwiedzał Polskę i Częstochowę spotykał się ze swoim nauczycielem z liceum profesorem Seifriedem. Często do swojego profesora pisał listy zdając sobie sprawę , komu zawdzięcza późniejsza karierę. Profesor Seifried był człowiekiem bardzo uczynnym i koleżeńskim. Pomagał zwłaszcza początkującym nauczycielom. Kiedy do szkoły został przyjęty profesor Wieruszewski, wtedy profesor Seifried był dla niego przewodnikiem i przyjacielem. Pomógł mu zaaklimatyzować się w szkole wierząc w jego umiejętności matematyczne. W tym okresie ściągnął do szkoły, jak się później okazało swojego największego przyjaciela – profesora Przesłańskiego, który w tym czasie marnował swój talent pracując w Milicji Obywatelskiej.
W czasie wojny nauczał na tajnych kompletach w Gimnazjum Ziem Zachodnich, które było przeniesione z Poznania, w którym to gimnazjum nauczali też profesorowie z uczelni poznańskich.
W latach 50 i 60 – tych w liceum im. H. Sienkiewicza wśród nauczycieli było wielu znakomitych pedagogów, którzy kontynuowali wspaniałe przedwojenne tradycje tej szkoły. Dyrektorem w tym okresie był Kazimierz Sabok, który pamiętając czasy lat 20 – tych i 30 – tych starał się prowadzić szkołę w duchu tamtych lat. Trzeba wziąć pod uwagę złożoność czasów, przemian politycznych, próby zmiany mentalności wśród nauczycieli i uczniów.
Tuż po wojnie w szkole znalazła się młodzież wyrośnięta, pełna chęci i dobrej woli do nauki. Pełna zapału chciała za wszelka cenę zapełnić wojenna lukę w wiedzy. Ale chęci to była jedna strona medalu, a wymagania i dość wysoko zawieszona poprzeczka z wiedza była dla wielu z nich nie do przeskoczenia. Nad poziomem szkoły czuwało wytrawne grono pedagogiczne. Kadrę tworzyli profesorowie ; Pawlicki Alfred od języka łacińskiego i historii, Filleborn Stanisław ( z pochodzenia był Szwedem ) od języka angielskiego, Janikowski Zygmunt od języka polskiego, człowiek, który w wyjątkowy sposób zaszczepiał wśród młodzieży zamiłowanie do poezji. Warto wspomnieć o profesor Cyganowskiej Irenie, znakomitej polonistce, historii nauczał profesor Andrzej Chłap( legenda szkoły ), fizyki - Zygmunt Przesłański, który na zjeździe w 1995 roku otrzymał od absolwentów 15 minutową owację na stojąco. W tym okresie przyjęci zostali do pracy profesor Helena Gałecka, Antoni Jankowski, Zofia Martusewicz. Wszystkie te nazwiska to jakby osobne rozdziały w historii szkoły. W tym czasie szkoła wypuściła znakomitych absolwentów, późniejszych profesorów uniwersytetów, uczelni wyższych , rektorów wyższych uczelni., profesorów i docentów, znakomitych naukowców.
Koniec lat 50 – okazał się dla jej Tadeusza Seifrieda bardzo trudnym okresem pracy. Przede wszystkim jako człowiek nieprzekupny, o czysto prawicowych poglądach niechętnie widziany był w gronie pedagogicznym przez władze miejskie. Coraz częściej zaczęto mu „ utrudniać ” życie. Profesor Siefried był tym wszystkim przerażony. Jako znakomity nauczyciel, fachowiec nie rozumiał dlaczego pada ofiarą spisku władzy. Sadził , że liczyć się powinna wiedza i umiejętności nauczycielskie. A to w czasach zaostrzonej kurateli władz partyjnych najmniej się zaczynało liczyć. Służalczość, przynależność do partii, TPPR, i podobnych organizacji było w cenie. Namawiano go coraz częściej do wstąpienia do partii. Zawsze odmawiał. W końcu władzom partyjnym oświadczył, że owszem jest możliwe jego wstąpienie do partii, ale pod warunkiem, że najpierw zapisze się tam kardynał Wyszyński. Oczywiście reakcja władz była natychmiastowa. W następnym roku szkolnym tak ułożono mu plan pracy, że musiał pracować równocześnie w pięciu szkołach. Oczywiście nawet dysponując najszybszym samochodem nie byłby nikt w stanie tak szybko się przemieścić ze szkoły do szkoły. Ponadto na jego lekcje nasyłane były specjalne komisje oceniające fachowość prowadzonych zajęć. Okazało się, że każda taka wizytacja, nawet nie zapowiedziana nie dawała żadnych rezultatów. Zawsze stwierdzała znakomity poziom prowadzonych zajęć i lekcji, potwierdzała tylko wysoki kunszt nauczycielski. Jednak nowy plan zajęć w pięciu szkołach załamał profesora Seifrieda. Sprawy wzięła wtedy w swoje ręce żona. Nic nie mówiąc mężowi udała się do ówczesnego inspektora Biskupa i zapytała o powody pracy w pięciu szkołach . Inspektor oświadczył, że nie ma godzin i że w tej sprawie nie jest w stanie nic pomóż. Wtedy zona profesora oświadczyła, że sprawę tę przekaże do Warszawy, do ministerstwa, dodała, że ma tam osobę wysoko postawioną w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Inspektor był mocno zdziwiony, zaskoczony i już następnego dnia, jak tylko w szkole zjawił się profesor Seifried, czekał na niego i z zadowoleniem oświadczył , że ma zniżkę godzin do 15 i że będzie pracował w LO im. H. Sienkiewicza i LO im. J. Słowackiego. Takim sposobem znakomity profesor został w swojej szkole, szkole , którą jako uczeń ukończył w 1933 roku.
Początek lat 60 – tych to nie był najlepszy okres w historii LO im. H. Sienkiewicza. Zlikwidowany został wspaniały ogród botaniczny, tereny, które kiedyś były szkolnym ZOO. Na miejscu tym zaczęto budować asfaltowe boiska szkolne. Czy były to słuszne koncepcje ? Być może już wtedy chciano stworzyć podwaliny pod klasy sportowe ? Czy jednak akurat likwidacja unikalnego w Częstochowie ogrodu była najwłaściwszym rozwiązaniem ? Trudno się wypowiadać teraz po latach, ale jakiś żal po ówczesnych decyzjach zostaje.
Wspomnienia pani Seifried to nie tylko trudne, smutne chwile. Mąż opowiadał często różne anegdotki i zabawne zdarzenia. Sam kiedyś przypadkowo przewrócił się pod katedrą. Dzień wcześniej woźna wypastowała podłogę tak, że lśniła się wyjątkowo, ale stała się tym samym bardzo śliska. W pewnym momencie profesor Seifried poślizgnął się, przewrócił i na moment znikł za katedrą. Cała klasa zamarła, zwykle w takich sytuacjach wszyscy śmiali by się, a tu cisza. Za moment profesor ukazał się zza biurka i wysłał najbliżej siedzącego ucznia po piasek. Gdy ten go przyniósł rozsypał po podłodze twierdząc , że będzie teraz bezpieczniej przemieszczać się po pracowni.
Wielu profesorów miało różnego rodzaju ksywki : na prof. Janikowskiego mówiono „ tata ”, A. Pawlickiego zwano „ Rufus”, na prof. Rebes „ ciotka”, prof. Jankowski – „ krwisty”, prof. Ostrowski „ pukawa”, albo „ pukał”, prof. Wieruszewski był „ Sumem’, prof. Krajewski to „ Plastuś”, prof. Balcewicz była „ Pepitą”, a na dyrektora Kwiecińskiego uczniowie mawiali „ Kwiatek”. O prof. Paszcie zwykło się mówić„ Grzesiu”, a prof. Przesłański był „ Przesłanem”, prof. Tomaszewska to „ Grażdanka”, na dyrektor Puczyńska chłopcy wołali „ dyra”, prof. Zalejski był „ Bizonem”, prof. Baron „ Indianką „
Niektórzy profesorowie znali się na żartach i potrafili docenić inteligentne figle młodzieży. Bywali też i tacy, których uśmiech widoczny był albo rzadko , albo wcale. Taką osobą była niewątpliwie prof. Joanna Rebes. Zawsze miała z tyłu kok. Pewnego razu wszyscy nauczyciele wraz z pozostałymi pracownikami szkoły udali się do teatru na komedie. Jednej pani woźnej ( Przybylska ). tak bardzo podobał się spektakl, że przez cały czas śmiała się dość głośno. Wtedy prof. Rebes wstała i podczas spektaklu na cały głos oświadczyła : „ Pani woźna, dlaczego pani się tak głośno śmieje ? ”Na to pani Przybylska odpowiedziała : „ Czy wszyscy w teatrze muszą wiedzieć , że jestem panią woźną ? ”.
W szkole porządku pilnował woźny Lewandowski. Kiedyś do pracowni prac ręcznych na zajęcia z prof. Irminą Majzner uczeń Majewski przyniósł spreparowaną przez siebie lampkę elektryczna. Ale gdy tylko ją podłączył i włożył kabel do kontaktu to w całej szkole zabrakło prądu. Na to przybiegł woźny Lewandowski i pokrzykując, oświadczył, że absolutnie nie wolno robić takich rzeczy. On odpowiada za oświetlenie i nie życzy sobie takich efektów specjalnych. Potem poszedł naprawić korki, ale uczeń Majewski zagadnął do profesor : „ Już wiem gdzie był błąd , teraz jest wszystko w porządku, proszę zobaczyć ”. Ale jak tylko ponownie włożył wtyczkę do gniazdka historia się powtórzyła. Reakcje woźnego Lewandowskiego łatwo było przewidzieć.
Profesora Sikorę uczniowie omijali z daleka, bo natychmiast wciągał na listę albo do TPPR albo ZMS – u . Ale byli i profesorowie, którzy na skutek nacisków społecznych i politycznych musieli opuścić nasz kraj. Prof. Prendki był człowiekiem szlachetnym i przyzwoitym. Uczniowie dostrzegali jego szacunek do nich. Czuło się wielkość tego człowieka. Niestety w latach 60 – tych zmuszony był emigrować do Izraela. Stamtąd wysłał potem smutny list do prof. Seifrieda, w którym napisał, że nie dane mu będzie spocząć w trumnie z polskiej sosny na polskiej ziemi.
Profesor Seifried tworzył historię LO im. H. Sienkiewicza. I jako uczeń i potem jako nauczyciel spędził tu prawie połowę swojego życia. Był legendą szkoły, był szlachetnym człowiekiem i takiego wszyscy go pamiętają.

Wspomnienia żony profesora Seifrieda opracował . A. Cieślak


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych