- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wegner Jan - wspomnienia

Autor: Wegner Jan
Data dodania: 07.03.2007 18:41:37

Pamięć nasza, szczególnie po tylu latach, jest bardzo selektywna i ktoś inny o tym samym zdarzeniu czy osobie może pamiętać inne szczegóły. Będzie mi miło jeżeli moje wspomnienia uzupełni. Te wspominkowe opowiastki mogą niekiedy brzmieć jak anegdoty, nieraz poważne z refleksem, nieraz wesołe i śmieszne. Profesorowie nasi byli wspaniałymi pedagogami i nauczycielami. Jako ludzie nie byli pozbawieni różnych słabostek i śmiesznostek, ale znali i lubili młodzież, takimi ich pamiętam, oto niektórzy z nich.

Profesor Stefan Tuz.

Profesor Wójcicki w swoim wspomnieniu przypomina, że prof. Tuz po przeżyciach wojennych i
obozowych był nerwowo wyczerpany i nie mógł sobie dać rady z rozbawioną młodzieżą. Kiedy przyszedł nas uczyć chemii w X kl przyszła też z nim fama, że na jego lekcji można robić wszystko, co kto chce. Tak więc do odpowiedzi przychodził nie wyczytany, ale kto chciał. Profesor szybko znalazł na to sposób, do odpowiedzi prosił do tablicy z legitymacją, albo wskazywał pytanego palcem wzywał do tablicy a o nazwisko i legitymacje pytał gdy juz wystawiał ocenę. To znakomicie ukróciło tą samowolę. Po jakimś czasie już kojarzył twarze z nazwiskami i legitymacje nie były potrzebne. Były też mniej wybredne wybryki. Ktoś wychodził do tablicy z dużym nożem wycierając go o dłoń, ktoś inny głośno stwierdzał, że jego brat jest bokserem. Kiedyś ktoś rzucił na środek przed tablicę granat, taki ćwiczebny do rzutu granatem na zajęciach z WF-u. Profesor złapał dziennik i teczkę i wybiegł z klasy. Po pewnym czasie wrócił, były jakieś przeprosiny. Profesor i z tymi wybrykami powoli dał sobie radę. Wieczorami odwiedzał nas w domu i w krótkiej rozmowie przedstawiał rodzicom nasze zachowanie, u mnie tez był. Po jakimś czasie na lekcjach chemii zapanował porządek. Bardzo pouczający był dla mnie dalszy ciąg.
Byłem juz na pierwszym roku studiów we Wrocławiu, i jak to na początku bywa dość często
przyjeżdżałem do domu do Częstochowy. Któregoś razu siedziałem już w pociągu, tłoku nie było, ale miejsc siedzących już brakowało. Nagle korytarzem w wagonie przemknął profesor Tuz, po chwili wraca, widocznie nie znalazł wolnego miejsca. Zatrzymałem go w drzwiach naszego przedziału.
- Panie profesorze proszę bardzo, tu jest wolne miejsce.
- To pan mnie zna? - zapytał profesor , lekko zaciągając z kresowym akcentem.
- Tak, pan mnie uczył chemii w liceum Sienkiewicza.
- A! To i pan był w tej bandzie!
Konsternacja. Tak zapisaliśmy się w jego pamięci. Profesor nie był zły na nas. Powspominaliśmy szkolne czasy. W przedziale byli jeszcze dwaj starsi koledzy, też Sienkiewiczaki, Karol Pelc i Leszek Szlachcic, więc podróż chociaż długa upłynęła nam przyjemnie.

Profesor Zygmunt Przesłański.

Nasz wychowawca od IX-tej klasy, nauczyciel matematyki i fizyki. Był zawsze opanowany, wymagający i stanowczy, ale nie rygorystyczny, często jakąś aluzyjną uwagą dawał do zrozumienia, że nasze zachowanie jest niewłaściwe.
Część chłopaków popalała papierosy, również w szkole. Przeważnie chodzili na „dymka” do
ubikacji, ale tam wpadał nieraz nauczyciel mający dyżur na korytarzu. Ja z moim przyjacielem Bogdanem Kaczmarczykiem wynaleźliśmy salę na końcu korytarza na piętrze w zachodnim skrzydle. Był tam skład starych ławek. Sala była na tyle oddalona, że nikt tam na inspekcje nie zaglądał, ale też i dzwonek był słabo słyszalny. Nasza klasa była na piętrze i przylegała do ściany kościoła po jego wschodniej stronie, a więc dość daleko. Kiedyś poszliśmy z Bogdanem na papieroska i jak usłyszeliśmy słaby dzwonek ruszyliśmy prędko do klasy, miała być fizyka i profesor już był w klasie. Umówiliśmy się, że wejdziemy oddzielnie i każdy z nas wymyśli jakieś swoje wytłumaczenie. Ja wszedłem pierwszy. Zacząłem wyjaśniać przyczynę swojego spóźnienia, ale profesor nie czekając na zakończenie moich wywodów powiedział.
-No tak Wegner, ja mogę wypalić papierosa i jeszcze musze za ciebie wytrzeć tablice, a ty nawet papierosa nie zdążysz wypalić.
Byłem wtedy dyżurnym. Za chwilę wszedł Bogdan i zaczął swoje wytłumaczenie. Profesor też nie czekając na zakończenie, przerwał.
- Tak, tak wiem. Siadaj.
Na tym sprawa naszego popalania papierosów w szkole została zakończona.
Kiedyś na ulicy profesor z daleka zobaczył naszego kolegę z papierosem. Kolega widząc profesora
schował rękę z papierosem do kieszeni. Kiedy się mijali profesor zagadnął go i nawiązał krótką rozmowę.
Kolega oczywiście wyjął rękę z kieszeni, ale bez papierosa. Po chwili profesor stwierdził:
-Dobrze, dobrze, wyjmij bo ci się kieszeń spali.
To też była taka wychowawcza aluzja.
Byliśmy już w jedenastej klasie, niedaleko do matury. Po lekcji gimnastyki, w klasie na przerwie,
wynikła sprzeczka pomiędzy mną a Jurkiem Kojem, która przerodziła się w poważną bójkę. Podczas
przepychanki ławki porozsuwały się. Po chwili walka przeniosła się na podłogę, ja w parterze byłem lepszy. Okładałem Jurka pięściami po całym ciele gdzie popadło. Wreszcie wstaliśmy z podłogi. Zapytałem Jurka czy ma już dosyć, a on w odpowiedzi walnął mnie kolanem w podbrzusze. Skręciło mnie z bólu i z tego skrętu wyszedł mi silny cios prosto na jego oko. Pęknięty łuk brwiowy, krwi leci sporo, a moja ręka puchnie.
W gabinecie lekarskim pielęgniarka opatrzyła Jura oko, zawinęła moją rękę i wróciliśmy do klasy.
Za namową kolegów ustaliliśmy, że nie będziemy mówić nic o bójce, tylko wytłumaczymy wszystko
przypadkami na gimnastyce. Następna lekcja jest z profesorem Przesłańskim. Wszedł do klasy, rozejrzał się, spojrzał na Jurka.
-Koj, co ci się stało?
Zgodnie z umową Jurek wymyślił, że na gimnastyce przy skoku przez skrzynię przewrócił się ....itd
-Aha! – stwierdził profesor i zaczął prowadzić lekcję.
Ja moją rękę trzymałem pod ławką, żeby nie było widać. Przyszedł moment, że trzeba było zapisać lekcje w zeszycie. Wszyscy piszą a ja nie. Profesor spojrzał i pyta.
-Wegner dlaczego nie piszesz?
-Bo nie mogę. - i wyjąłem rękę z pod ławki.
-A tobie co się znowu stało?
Przedstawiłem moją wersję, że na gimnastyce spadłem z drążka ....itd. Profesor popatrzył na Jurka potem na mnie i stwierdził.
-No, prawa ręka, lewe oko, dziwnie mi to pasuje do siebie.
Dał nam w ten sposób do zrozumienia – chłopaki, po co kręcić, najlepiej mówić prosto i prawdę.

Profesor Chłap.

Uczył nas historii, miał przezwisko Pepin Mały. Na jego lekcjach było jak makiem zasiał. Był surowy i wymagający, ale miał też poczucie humoru. Koledzy chadzali na papieroska do ubikacji. Tam była wewnątrz taka ścianka-przepierzenie, nie sięgała do sufitu, miała około dwóch metrów wysokości. Kilku kolegów weszło tam i zamknęło drzwi, żeby im nikt nie przeszkadzał. Kolejny kolega chciał wejść, ale nie był wpuszczany, a dla zabawy był ochlapywany wodą ponad ścianką. Im bardziej się dobijał tym bardziej był ochlapywany. Zabawa była coraz lepsza, aż nagle stanowczy i ostry głos rozkazał – otwierać! Koledzy zrozumieli, że to nie żarty, otworzyli drzwi i osłupieli. W drzwiach stał trochę mokry profesor Chłap. Blady strach padł na wszystkich bo następna lekcja miała być historia. Profesor strzepnął resztki wody z ubrania i wyszedł. Oczekiwaliśmy co to będzie? Profesor rozpoczął lekcję jakby się nic nie stało, nawet nie było karnego odpytywania sprawców zajścia.
Był taki okres, że bardzo popularna w szkole była gra w cymbergaja. Rozgrywało się mistrzostwa
klasy, były też rozgrywki międzyklasowe. Grono nauczycielskie patrzyło na to nieprzychylnie. Kiedyś, na dużej przerwie, odbywała się finałowa rozgrywka o mistrzostwo klasy. Emocje sięgały szczytu. Wokół ławki na której odbywał się mecz zebrało się ciasno grono kibiców. W najbardziej emocjonującym momencie, nagle między kibicami, wsuwa się ręka i zgarnia moniaki z ławki. Oburzenie, ty .... , tu z wściekłością pada kilka cięższych słów. Konsternacja bo ręka należała do profesora Chłapa, który spokojnie, bez słowa wyszedł. Potem już chyba nikt nie grał w cymbergaja.


c.d.n.

[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych