- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienie Barbary Herman

Autor: Herman Barbara
Data dodania: 05.03.2007 22:00:06

Autorka wspomnień
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Autorka wspomnień

Kliknij aby powiekszyc zdjecie


Autorka wspomnień z męzem - absolwentem LO im. R. Traugutta
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Autorka wspomnień z męzem - absolwentem LO im. R. Traugutta

Kliknij aby powiekszyc zdjecie


Wagary
W marcu (data na zdjęciach 4.03.60) wytypowano naszą klasę do reprezentowania szkoły na uroczystościach pogrzebowych osoby związanej z oświatą (był to bodajby nieznany nam lekarz medycyny szkolnej). Niestety lub na szczęście nikt z nauczycieli nam nie towarzyszył (nie pamiętam tego przyczyny), poszliśmy karnie parami sami do kościoła Św. Jakuba gdzie była wystawiona trumna. Zanieśliśmy wieniec. Ze względu na dużą ilość uczestników pozostaliśmy na zewnątrz i zgodnie zrezygnowaliśmy w uczestnictwie w dalszej ceremonii. Dzień był piękny nie na taką smutną uroczystość W szyku szkolnym parami zawróciliśmy do szkoły. Kto wpadł na pomysł pójścia zamiast na lekcje na wagary nie pamiętam ale przemaszerowaliśmy pod oknami szkoły w stronę parków. Po drodze spotkaliśmy prof. Pasztę spieszącego na lekcje. Coś mu tam zełgaliśmy i poszliśmy na wały jasnogórskie z nadzieją, że tam już nikt nas nie złapie. Wagary zostały uwiecznione na zdjęciach. Byliśmy tam do ostatniego dzwonka kończącego lekcje i wróciliśmy do szkoły po teczki. Nikt nigdy o tych wagarach się nie dowiedział.


Pożar w szkole
W tamtych czasach ogrzewano klasy szkolne piecami kaflowymi. Po zakończeniu ogrzewania piec w naszej klasie służył chłopakom do przechowywania trampków, które były im potrzebne zawsze ponieważ prawie codziennie była okazja do grania w nogę. Nie warto było zabierać trampki do domu i codziennie je nosić. Zawinięte upychano w piecu. Jednego dnia znany z nazwiska kolega palił coś w piecu (po co i dlaczego już się nie dowiemy bo niestety nie ma go wśród nas). Był przekonany, że w piecu nie ma już żadnej pary trampków ponieważ rozgrywano właśnie mecz. Rozpalił w piecu i zamknął dla bezpieczeństwa drzwiczki. Dziewczęta w tym czasie miały z Prof. Ostrowskim „Pukałą ” PW. Profesor wysłał mnie z koleżanką po coś do klasy. Kiedy weszłyśmy pełno było w niej piekącego dymu. Szybko zabrałyśmy z klasy to po co poszłyśmy i dusząc się uciekłyśmy zapominając zamknąć drzwi. Dym wypełzał z klasy na korytarz i wszczęto alarm. Przyjechała straż pożarna i ewakuowano szkolę. Nie było lekcji. Trzeba było jednak szukać sprawcy upatrując w tym czynie złośliwość i celowość działania. Wiedzieliśmy dobrze kto nim był i, że nie było w tym czynie nic złego. Ot głupota. Nikt nie powiedział kto był sprawcą. Wobec tego zawieszono w czynnościach ucznia naszego przewodniczącego. Nie miał prawa uczestniczyć w lekcjach i przebywać w budynku. Klasa na znak solidarności i jawnej niesprawiedliwości też nie chodziła na lekcje w szkole. Byliśmy w ogrodzie gdzie uczyliśmy się sami ale i doskonale bawiliśmy. „ Odwieszono ” nas szybko a karą były ostre przepytywania z tematów które miały być przerabiane planowo podczas naszego buntu. Sprawa skończyła się na niczym. Sprawcy nie wykryto i nikt nie ucierpiał z tego powodu.


Zorganizowane ściąganie
Nie mięliśmy szczęścia do nauczycieli języka angielskiego. Pani prof. Ewa Prokop była zbyt młoda i delikatna aby zapanować nad nami. Robiliśmy jej rożne psikusy których teraz się wstydzimy. W kl. IX tak w połowie roku nasza „Gołąbeczka ” zachorowała. Zwolnienie się przedłużało a my nie mieliśmy zastępstwa bo i fachowców w tym przedmiocie w naszym mieście nie było. Na koniec roku wystawiono nam oceny z ostatniej klasyfikacji. Na początku roku jeszcze była nadzieja na powrót prof. Prokop ale po rocznym zwolnieniu do pracy nie powróciła. Na zastępstwo wyznaczono już chyba emerytowaną nauczycielkę pracującą w naszej bibliotece p.Baronową. Uczyła nas dzielnie do końca roku. W maturalnej klasie musieliśmy mieć już siłę fachowa i przyjeżdżał na lekcje do naszej klasy z Rakowa prof. Wędrychowski. Załamał ręce nad poziomem naszej wiedzy. Mając zbyt mało czasu na nadrobienie braków postanowił nauczyć nas podstaw gramatyki a w pierwszej kolejności mieliśmy wykuć na pamięć i na wyrywki umieć czasowniki nieregularne. Zadawał nam po 10 na każdą lekcję. Lekcje mieliśmy tylko raz w tygodniu w środę więc na tydzień przypadało ich tylko 10. Tyle można było się nauczyć przed lekcją, ale przyszedł czas odpytywania na wyrywki. Trzeba było wymyślić sposób przechytrzenia nauczyciela. Jeden z kolegów wymyślił go i rodzice do rana (on spał) robili pomoce naukowe potrzebne na lekcje angielskiego. Przed lekcją pouczył wszystkich co i jak działa cały system tej pomocy. Brali w nim udział wszyscy parami jak siedzieli w ławkach poza ławkami pierwszymi, które miały skutecznie zasłaniać klasę i odwracać uwagę nauczyciela od odpowiadającego. Jak on działał nie opiszę aby nie demoralizować maluczkich. Faktem jest, że działał skutecznie aż do końca roku. Po każdej lekcji „właściciel ” pomocy naukowych zbierał je starannie i zabierał do domu. W chwili jego nieobecności pomoce przynosiła do szkoły mama i przekazywała przewodniczącemu klasy. System ten powtórzyliśmy przy pisaniu końcowego sprawdzianu z astronomii. Był niezawodny pod warunkiem, że wszyscy brali w nim udział i wszyscy za to odpowiadali, ale taka była nasza klasa.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych