- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia Andrzeja Bilika ( matura 1956 )

Autor: Bilik Andrzej
Data dodania: 11.01.2007 22:21:20



Wspomnienia, zachęcacie do wspomnień. No cóż, po tylu latach, musicie liczyć się z tym,że wspominać będziemy raczej to wszystko co dla nas miłe, co najlepiej kojarzy nam się z młodością, nas, dzisiaj bardzo starszych panów.
Ja i moi koledzy uczyliśmy się w Sienkiewiczu w latach 1952 - 56.Każdy dzisiaj wie jak wyjątkowo trudny był to okres. Dość powiedzieć, że w latach 1953 - 56 nazywało się, że mieszkamy w województwie - stalinogrodzkim a ja osobiście odebrałem dyplom przodownika "nauki i pracy społecznej województwa stalinogrodzkiego ", czyli jakby dzisiejszy dyplom świadectwa maturalnego z czerwonš kartką. I cóż, mimo tego Stalinogrodu ( tak na marginesie: kilka lat później, już jako początkujący dziennikarz miałem okazję odwiedzić w Skoczowie popularnego wówczas pisarza Gustawa Morcinka, który nie mógł sobie wybaczyć tego, że w 1953 roku uległ namowom i złożył wniosek o przemianowanie Katowic na Stalinogród) i tego wszystkiego, co się z tym okresem naszej historii wiązało, mimo tego, że wielu z nas miało kogoś ze swoich bliskich w więzieniu ( u mnie był to ojciec chrzestny - Juliusz Braun, którego starszy syn Kazimierz też kończył nasza szkołę, a młodszy ,tez Juliusz ( absolwent LO Traugutta ), był nie tak dawno szefem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji ), otóż mimo tego wszystkiego mamy dobre wspomnienia z tego szkolnego okresu, tej naszej sienkiewiczowskiej młodości.
Powiedzmy od razu: w szkole nie było komunistycznych fundamentalistów czy ortodoksów. Nikt nie wygłaszał nam obłudnych tekstów. Jeśli już ktoś musiał to robić - puszczał zaraz potem do nas oko. Nasza wspaniała wychowawczyni pani profesor Helena Hajewska najpierw na lekcji historii czy wychowawczej mówiła nam o wielkich sukcesach Planu 6-letniego, a zaraz potem ciszej dodawała: produkujemy dużo węgla i stali, ale jak wiecie nie ma mięsa, nie ma jajek. Podobnie robili także inni. Wszystkich nas z urzędu zapisano do ZMP ( czyli Związku Młodzieży Polskiej ), ale wszyscy, bez wyjątku chodzili popołudniami na zajęcia z religii prowadzone przez księdza Władysława Sobczyka w salce katechetycznej. Wyjatku nie było bo nawet nasz kolega ewangelik Tadeusz Wróblewski chodził tam z solidarności wraz z nami. Wszyscy chodzili w niedzielę na mszę do naszego szkolnego kościółka, gdzie ksiądz Franciszek Musiel ( absolwent Gimnazjum im. H. Sienkiewicza ), późniejszy biskup, grzmiał o tych "Azjatach co niszczš naszą chrześcijańską cywilizację". W czasie świąt religijnych wszyscy gromadzili się "pod szczytem", a nasz biedny przewodniczący klasowego ZMP Edmund Nicpoń - pomagał zakonnikowi zbierać na tacę. Tak też było w tych latach stalinizmu.
Mieliśmy doskonałych nauczycieli. Najlepszy dowód, że tylu kolegów robiło potem kariery naukowe. Wspomniałem o prof.Hajewskiej.Języka polskiego uczyła nas pani Nadzieja Milton, francuskiego ( tak, tak, francuski w odróżnieniu od angielskiego był dozwolony) pani Maria Gądziowa, rosyjskiego pani Balcewiczowa i pan Pawlicki, matematyki - prof.Wieruszewski, którego - ze względu na wąsy - nazywaliśmy Sumem. Ja musiałem się tu szczególnie pilnować, byłem faworytem profesora, gdy sprawdzał zadania kolegów brał zawsze do ręki mój zeszyt, nie było więc mowy o tym , by nie odrobić, lub żle odrobić zadania. Łatwiej było na polskim, gdzie zdarzyło mi się nawet kiedyś czytać z zeszytu całe zaimprowizowane wypracowanie, które nigdy nie było napisane. Ale wróćmy do profesorów. Był fizyk, pan Zajfryd, geograf pan Paszta, prof.Chłap od nauki o Polsce i świecie współczesnym, najmłodszy z nich wszystkich pan Jankowski od biologii, pan Szyda od wf - u i kto jeszcze? Chemika nie chcę wspominać, był człowiekiem chorym a my się na nim wyżywaliśmy. Nie mogę zapomnieć o mądrym i wyrozumiałym dyrektorze, panu Saboku. Właściwie nikogo z tego grona nie da się wspomnieć źle, bądź obojętnie. Wszystkich pamiętam dzisiaj dobrze.
Nie uwierzycie, ale nasza klasa 11a jak i druga 11b były jeszcze klasami czysto męskimi. Dziewczyny przyszły do szkoły chyba dopiero w 1954 albo 55-tym roku i nam się wydawały za smarkate. No wiec na dziewczyny chodziliśmy do Słowackiego i zabawy w karnawale były organizowane wspólnie. Tak też zawiązywały się pierwsze uczucia, które przeważnie kończyły się wraz z wyjazdem na studia do Warszawy czy innego miasta. Choć może któraś z tych pierwszych miłości miała inny koniec. Wtedy, w latach 1954. 1955 poza balami szkolnymi zaczynały się tez pierwsze, nigdy nie zapomniane prywatki.
Rozrywka, często wspólnie z dziewczynami, to było przede wszystkim kino. Chodziło się zwłaszcza do "Wolności" lub "Tęczy", filmy były głównie radzieckie (na niektóre prowadzały nas karnie szkoły}, ale zaczęły także docierać pierwsze filmy włoskie, potem francuskie, a na ekranach brylowały Sophia Loren, Gina Lollobrigida, Brigitte Bardot, no i oczywiście Gerard Philipe jako Fanfan Tulipan. Polskich ciekawszych filmów jeszcze nie było. Zaczęły się dopiero po październiku 1956 kiedy rozpoczynaliśmy właśnie studia.
W Częstochowie był także całkiem niezły teatr, a dla niektórych z nas liczyły się bardzo koncerty symfoniczne. Filharmonii jeszcze nie było, ale w małej salce przy ulicy Dąbrowskiego występy naszej orkiestry symfonicznej gromadziły zawsze wierną publiczność w której i nas nie brakowało.
No i sport, oczywiście sport. Byli już świetni żużlowcy Włókniarza, piłka która uwielbialiśmy, na znacznie słabszym, trzecioligowym poziomie. Ale i tak w niedzielę, zaraz po mszy, część z nas biegła na stadion pod Jasną Górę. Tam nie było żadnej polityki.

To wszystko to tylko malutka garść wspomnień. Będą chcieli się nimi dzielić przecież wszyscy. Jestem pewien, że nawet w tym ciężkim okresie dla całego kraju, my tu w częstochowskim Sienkiewiczu znaleźliśmy wyjątkowy azyl. Nie wiedzieliśmy nawet kto z nauczycieli na przykład jest partyjny. O Katyniu nie można było mówić mimo, że tam właśnie zginął ojciec mojego kolegi Marka Hajewskiego. Były akademie z różnych oficjalnych okazji, recytowaliśmy wiersze poetów z epoki. Czasami, pamiętam, najpiękniej recytowali ci, których ktoś z bliskich siedział jeszcze w więzieniu. Ale czy ktoś to dzisiaj jest w stanie zrozumieć? Powiedziałbym, że głównš cechą i zaletą Sienkiewicza z tamtych lat, poza wysokim poziomem nauczania, była właśnie tolerancja. Ta, której tak często później w Polsce nam brakowało, choć nie było już stalinizmu.

Tyle mojej mikro cegiełki do opisu tamtej szkoły. Inni napiszš pewnie dużo więcej. Najważniejsze - to żebyśmy nie zapomnieli, że się z tamtym Sienkiewiczem w pełni identyfikujemy.

Andrzej Bilik, maturzysta 1956


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych