- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia Zygmunta Kuszewskiego ( matura 1952 )

Autor: Cieślak Aleksander ( opracowanie )
Data dodania: 11.01.2007 22:19:38

Być może moje wspomnienia z pobytu w Liceum im. H. Sienkiewicza są standardowe i podobne jak większości moich rówieśników z tamtego okresu. Jednak myślę, że warto wrócić jednak do lat mojej młodości, mojego dojrzewania i dorastania. Był to okres kiedy nasze państwo przechodziło przeobrażenia, które się potem okazały początkiem końca demokracji. Ja jednak w tym czasie żyłem, moje najpiękniejsze lata przypadły na taki okres historii , a nie inny. Wróćmy zatem do wspomnień. Do Liceum im. H. Sienkiewicza uczęszczałem w latach 1948 – 52. Pełna nazwa szkoły wówczas brzmiała : Państwowe Liceum Ogólnokształcące Stopnia Podstawowego i Licealnego im. H. Sienkiewicza w Częstochowie. Do liceum uczęszczali tylko chłopcy, pospolicie mówiło się „ męskie „. Uczęszczano od pierwszej do jedenastej klasy.
W tym okresie w Częstochowie istniały Państwowe Licea Ogólnokształcące tylko stopnia licealnego – męskie im. R. Traugutta, żeńskie – im. J. Słowackiego, koedukacyjne bezwyznaniowe i dwa prywatne żeńskie prowadzone przez siostry zakonne.
Dla rodziców był zaszczyt, że syn uczęszczał do „ Sienkiewicza ” lub „ Traugutta ”, a córka do „ Słowackiego ”.
Uczniów w szkole i poza szkołą obowiązywał bezwzględny zakaz palenia tytoniu ( nie mówiąc już o piciu alkoholu ), chodzenie po ulicy do godziny 20.00 bez opieki osoby dorosłej, chodzenia bez tarczy szkolnej, która musiała być noszona na lewym przedramieniu. Tarcza posiadała Nr 326 – na tle czerwonym nosili uczniowie od klasy ósmej do jedenastej, a na tle niebieskim nosili uczniowie od klasy pierwszej do siódmej.
Ponadto strojem” galowym ” ucznia był mundurek – garnitur ze spodniami i długimi koloru granatowego i czapka takiego samego koloru ze znaczkiem szkolnym z obwódkami . w stroju galowym należało przychodzić na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego lub inne uroczystości szkolne.
Szkoła posiadała własną orkiestrę oraz sztandar szkolny bardzo szanowany. Sztandar ten na jednej stronie miał wyhaftowaną M.B.C. Częstochowska, na drugiej stronie Orzeł z koroną oraz napis – nazwa szkoły wraz z datami ( treści dokładnie nie pamiętam ).
W ostatnich dniach czerwca 1948 roku mając nieskończone 12 lat zgłosiłem się do Liceum Sienkiewicza na egzamin wstępny – komisja po zadaniu kilku pytań czysto formalnych, nie sprawdzających wiadomości oświadczyła, że jestem za młody. Egzaminowi wstępnemu do klasy ósmej byli poddawani kandydaci tylko 13 letni. O przyjęciu młodszych lub starszych miało zadecydować Ministerstwo Oświaty w terminie do końca sierpnia.
1 września 1948 roku przybyłem na plac szkolny, gdzie zostałem włączony do grupy klas ósmych. Po ustawieniu uczniów w czwórki, klasami z orkiestrą szkolną na początku kolumny, po podaniu komendy „ Baczność ! ”wyszedł z gmachu szkoły poczet sztandarowy, który po przejściu przed frontem stojących uczniów – poprowadził całą szkołę pod szczyt jasnogórski w takt marsza granego przez szkolna orkiestrę.
Przed szczytem jasnogórskim zbierali się uczniowie wszystkich szkół średnich Częstochowy. Dwóch uczniów w strojach galowych z klas najstarszych Liceum Sienkiewicza i Liceum Traugutta ( uczniowie tej szkoły nosili taki sam ubiór szkolny, różnił nas tylko numer tarczy szkolnej ) udali się na Szczyt, gdzie służyli do mszy świętej, jako ministranci. Msze odprawiał i wygłaszał homilię biskup częstochowski.
Po uroczystościach kościelnych czwórkami , ze sztandarem szkolnym w takt marsza granego przez orkiestrę naszej szkoły wróciliśmy na plac szkolny. Teraz następował uroczysty moment pożegnania sztandaru szkolnego i zabrano nas do poszczególnych klas.
Ja trafiłem do klasy ósmej „B”. gdzie byłem wpisany w dzienniku lekcyjnym pod numerem trzynastym ( 13 ) , jako najmłodszy w klasie.
Wychowawcą klasy została profesor Maria Gądzio – nauczycielka języka francuskiego. Była Maszą wychowawczynią aż do matury. Przez cztery lata matematyki uczył nas profesor Zygmunt Przesłański, a historii profesor Helena Hajewska.
Byłem synem nauczyciela, który od 1945 roku uczył w szkole podstawowej na Kucelinie. Mieszkaliśmy przy ulicy Jasnogórskiej 3 w budynku parterowym należącym do Państwa Mastalerz. Nasze mieszkanie to było jedna izba o powierzchni około 30 metrów kwadratowych. W izbie tej był jeden piec kuchenny służący do gotowania i ogrzewania pomieszczenia. Woda z kranu znajdowała się na podwórzu, obok stała ubikacja zamykana na klucz, oczywiście było to pomieszczenie bez okien i oświetlenia elektrycznego z sedesami typu tureckiego. Obecnie ten dom już nie istnieje.
W klasie ósmej nauki religii uczył nas ksiądz Paras, który miał zwyczaj podchodzić do niezważającego ucznia na lekcji i mówić do niego : „ No tak – Te Se mów, a ja zdrów ” – uczeń czerwienił się i przepraszał księdza. W klasie dziewiątej i początkowo w dziesiątej naukę religii prowadził ksiądz Soboń, który zawsze pomagał nam z języka francuskiego ( na przerwach ), profesor Gądzio – nasza wychowawczyni – ucząca nas tego języka była niezwykle wymagająca. Ponadto w pora wiosenną i jesienna ksiądz Soboń po odprawionej Maszy organizował całodzienne wycieczki rowerowe poza miasto ( ja niestety nie uczestniczyłem w nich bo nie miałem roweru ). Ksiądz Soboń był niezwykle lubiany zarówno przez naszą klasę jak i pozostałe w szkole. W naszej klasie mieliśmy drugorocznego kolegę, który miał zwyczaj wychodzić z klasy przed przyjściem księdza na naukę religii – co dla nas było rzeczą zrozumiałą, ponieważ był innego wyznania. Jednak ksiądz Soboń często z nim rozmawiał jakby chcąc przełamać wszelkie bariery wyznaniowe.
A był to okres II Soboru Watykańskiego. Wtedy właśnie w jednym w październiku 1950 roku ksiądz nie przyszedł na lekcję. Jak się potem okazało w dniu tym we wszystkich szkołach średnich w Częstochowie zawieszono naukę religii. Fakt ten każdy indywidualnie mocno przeżył, w szkole wyczuwało się atmosferę niepewności co do losów religii, pomimo, że liczyliśmy w tym względzie na naszego Dyrektora Saboka, który był człowiekiem prawym, cenionym, uważanym przez wszystkich jako znakomity wychowawca pokoleń Sienkiewiczaków. I w końcu stało się dla wszystkich jasne. Tak jak się spodziewano powszechnie, religie skasowano ze szkół. Od tej pory dalsze religijną edukację pobierałem z innymi kolegami przy Katedrze Św. Rodziny. Tam naszym nauczycielem stał się ksiądz magister Józef Chwistecki. Posiadam w swoich pamiątkach świadectwo ukończenia dziesiątej klasy z dogmatyki, jedenastej klasy z etyki oraz na pamiątkę Pismo Św. Z pieczątkami, podpisami księdza.
Następstwem wycofania religii ze szkól było między innymi : nie uczestniczenie profesorów ( według ich uznania, bo większość uczestniczyła ) w modlitwie przed i po lekcjach. Indywidualne uczestnictwo we Mszy Św. Na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. Był to okres , kiedy zaczęły ginąć krzyże z pracowni, zniknął nieoczekiwanie sztandar szkoły ( jak się dowiedzieliśmy później został najprawdopodobniej schowany – nigdy więcej go już nie zobaczyliśmy ). Nie powtórzył się już więcej taki dzień jak mój pierwszy uroczysty w szkole. Ani na rozpoczęcie roku szkolnego, ani na zakończenie nie przemaszerowaliśmy już nigdy więcej z orkiestrą w zwartej kolumnie pod Jasna Górę.
Ważne jednak było to, że ani nauczyciele, ani uczniowie nie ugięli się przed nowym powiewem stalinizmu. Codziennie przed i po lekcjach jakby nigdy nic odmawialiśmy modlitwę. Pamiętam jak przyszliśmy do swojej klasy i natychmiast zauważyliśmy brak krzyża na ścianie. Byliśmy tym poruszeni. Nikt nam nie potrafił wyjaśnić , kto go zdjął i dlaczego ? Ale w następnym dniu zauważyliśmy nowy krzyż – inny, który wisiał na tle białej bibułki, jako dekoracji. Krzyż ten wisiał już do końca naszej edukacji. Nikt drugi raz nie odważył się go zdjąć.
Od dziesiątej klasy został wprowadzony nowy przedmiot SP – Służba Polsce. Kontynuatorem tego przedmiotu było potem Przysposobienie wojskowe. Moi koledzy mając ukończone 17 lat, po skończonej dziesiątej klasie w wakacje musieli jeździć na obozy w ramach tzw. „ hufców – Służby Polsce ”. Ja ze względu na swój wiek nie uczestniczyłem w żadnym z tych obozów. W ramach tych zorganizowanych wyjazdów wszyscy uczniowie musieli na początek przynieść minimum jedną pustą butelkę po winie lub wódce. Za sprzedane butelki został sprawiony nowy sztandar dla szkoły. Na jednej stronie był orzeł już bez korony, na drugiej napis ZMP i nazwa szkoły. Sztandar ten od tej pory uczestniczył w uroczystościach odbywających się na Sali gimnastycznej – poczet sztandarowy zawsze stał na scenie. Znowu wrócono do tradycji kiedy na rozpoczęciu i zakończeniu roku szkolnego stał się nierozłącznym elementem uroczystości. Ale jak się szybko okazało doszły zupełnie nowe obchodzone święta jak np. rocznica Rewolucji Październikowej, czy powstanie Armii Radzieckiej.
Uczęszczając na zajęcia SP byliśmy zmilitaryzowani i dlatego obowiązkowo musieliśmy uczestniczyć w corocznym powitaniu wracających z ćwiczeń żołnierzy Wojska Polskiego, w capstrzykach organizowanych w przeddzień uroczystości państwowych, rocznic itp. Zbiórka uczniów ze wszystkich klas, w których odbywały się lekcje SP miała miejsce na placu szkolnym z reguły o godzinie 15.30, skąd w zwartej kolumnie miał początek wymarsz w kierunku placu J. Stalina ( dzisiejszy Plac Biegańskiego ). Uczestniczyliśmy między innymi w pogrzebie milicjanta, a innym razem w pogrzebie strażnika Służby Ochrony kolei, który zginął tragicznie. Kondukt żałobny szedł od Alej N.M. Panny na cmentarz Kule.
Staraniem Komitetu Rodzicielskiego w szkole prowadzona była akcja dożywiania, częściowo była odpłatna. W każda sobotę i dużej przerwie były sprzedawane bułki z wędliną. W tym czasie w całym kraju obowiązywał system reglamentacji, można było znikoma ilość mięsa i kiełbasy kupić na kartki. Często ojciec dawał mi pieniądze, abym kupił więcej byłem i tym samym w domu mieliśmy okazję zjeść pieczywo z kiełbasa. Czasem przynosiłem bułki dla brata i ten najadał się do syta, bo w domu nie miał możliwości.
W szkole byłem uczniem przeciętnym, z niektórych przedmiotów słabym. Nie leżały mi głównie przedmioty humanistyczne. Z języka polskiego dostawałem z reguły oceny dostateczne, co prawda nie robiłem błędów ortograficznych, ale za to w wypracowaniach kompletnie nie panowałem nad swoim stylem pisania. Jeszcze gorzej było z moja wymową, szczególnie z języka francuskiego. Uczyła go jak wcześniej wspominałem moja wychowawczyni prof. Maria Gądzio. Moim szczytem osiągnięć była zawsze ocena dostateczna. Ale raz zdarzył się cud. Nie pamiętam czy było to w klasie dziesiątej czy jedenastej z klasówki otrzymałem ocenę bardzo dobrą. Ale wcześniej jak profesor Gądzio wyczytała najpierw moje nazwisko, a potem – „ Tres – bien ”czyli bardzo dobry – oniemiałem. Moja radość miała podwójny wymiar, po pierwsze nie ściągałem więc to była moja satysfakcja wewnętrzna, po drugie taka ocena była tylko jedną jedyną na cała klasę. A trzeba pamiętać, że nasza wychowawczyni była niezwykle surowa i wymagająca i piątki stawiała rzadko. Raz podobna piątkę tyle , ze przy pomocy ściągi otrzymał mój kolega Tomaszewski, wtedy wszyscy zazdrościliśmy mu tej oceny. Ale zaraz na następnej lekcji przyłapany na ściąganiu wyleciał z hukiem z klasy otrzymując pałę !
Geografii, głównie geografii gospodarczej Polski uczył nas profesor niskiej postury Chłapaka, który przez pierwsze 10 minut pytał, a przez resztę godziny dyktował dość szybko tak, że na zakończenie lekcji wszystkich bolała ręka. Był dla nas zawsze postrachem, głównie dlatego, że na początku lekcji wywoływał 10 – ciu lub 11 – stu uczniów z zeszytami do tablicy według kolejności z dziennika lekcyjnego i pierwszemu zadawał pytanie np. o bogactwach naturalnych Polski. Jeżeli uczeń odpowiadał zwięźle i płynnie , a jeszcze słowami zapisanymi wcześniej w zeszycie to po trzech, czterech zdaniach usłyszał „ siadaj piątka ”, następny w tym czasie musiał kontynuować myśl poprzednika oczywiście dalej szybko i płynnie. Nie wolno było w żadnym wypadku się zająknąć, bo natychmiast usłyszał „ siadaj dwójka ”. W ten sposób zostało przepytanych w ciągu 10 minut 10 uczniów. Pamiętam jak raz jeden z kolegów w czasie odpowiedzi wygłosił sekwencje , że do zagłębia naftowego Polski należy Borysław. Profesor Chłapak natychmiast zerwał się zza biurka i wrzasnął z całych sił : „ Siadaj – pała !!! ”. Wszyscy ze strachu prawie zapadliśmy się pod ławki. Borysław należał do ZSRR ( dodać trzeba , że był to okres stalinizmu ).
Każdy uczeń musiał znać nazwiska , życiorysy prawie wszystkich przywódców związanych a komunizmem. I tak wymagany był dość dokładny życiorys Marksa, Engelsa, Lenina , Stalina, natomiast z polskich komunistów Bieruta, Cyrankiewicza, Role – Żymierskiego, Świerczewskiego, a później Rokossowskiego i innych. Do tej pory pamiętam w miarę dokładnie rok urodzenia i rok śmierci prawie wszystkich wyżej wymienionych postaci.
Pan Dyrektor Sabok, który uczył w ostatnich klasach tylko języka rosyjskiego był bardzo szanowanym nauczycielem. Gdy szedł ulicą uczniowie ustawiali się „ gęsiego ” idąc jeden za drugim w odległości kilku kroków, każdy kłaniał się . Pan dyrektor się odkłaniał zdejmując czapkę. Po kilku ukłonach widząc przed sobą sznur uczniów – już nie nakładał czapki tylko kłaniał się skłonem głowy. Po akademii w czasie części artystycznych koledzy głównie z klas maturalnych ( byli to już wtedy dorośli mężczyźni , czasem z wąsem i brodom ) przedstawiali postacie między innymi Stalina, Dzierżyńskiego i innych oczywiście z dymiącymi fajkami, wówczas na sali słyszało się szmer „ Gdzie Dyrektor ? – oni palą ! ”. ^Takie to były nasze figle papierosowe. Ale czasem była wpadka. Właśnie jednego dnia w klasie jedenastej – jeden z kolegów dojeżdżający pociągiem z Rakowa, jako że był w szkole znacznie wcześniej, tuż przed godzina 8.00 , gdy wszyscy uczniowie i profesorowie podążali do szkoły, stanął na balkonie na I piętrze i palił sobie papierosa, jakby nigdy nic. Oczywiście widoczny doskonale z dołu ( zresztą jak wspomniałem nawet mu nie przyszło do głowy skryć się ) dostrzeżony został w końcu przez nauczycieli. W efekcie Dyrektor zebrał wszystkich od klasy ósmej do jedenastej i publicznie z natychmiastowym skutkiem zawiesił w prawach ucznia za ten w końcu głupi i chyba niesmaczny incydent. Publiczne zapalenie papierosa było ze wszech miar naganne i choć chłopcy podpalali oczywiście papierosy, to jednak nigdy za zewnątrz - w pobliżu szkoły nikt nie miał na to odwagi. A ten opisany przypadek skończył się tym, że po upływie czterech tygodni wspomniany „ bohater ” publicznie przeprosił dyrektora, grono profesorskie i nas wszystkich. Oczywiście cała ceremonia miała miejsce dokładnie w tym samym miejscu, co miesiąc temu, czyli na korytarzu szkolnym. Wobec tego otrzymał amnestie i ponownie został przyjęty do szkoły. Co prawda do matury nie przystąpił, za to w następnym roku zdał ja z wyróżnieniem, po czym bez przeszkód dostał się na Akademie Medyczna w Łodzi.
Teraz kilka wspomnień o życiu sportowym .Podczas zakończenia roku szkolnego 1950 / 51 Pan dyrektor mocno skrytykował reprezentację szkoły w siatkówce za nie sportowe zachowanie. W drużynie tej grali słynni bracia Pabianowie. W rozgrywkach na szczeblu centralnym rywalem naszej drużyny był zespół ze słynnego liceum im. Batorego w Warszawie. Tym razem jednak nasi chłopcy odpadli wcześniej z rozgrywek i przyszło im walczyć o dalszą lokatę. Wobec faktu, że zlekceważyli te mecze i traktowali je ulgowo, nie przykładając się do meczy, bo zajęcie każdego miejsca niż pierwsze , albo drugie nie przynosiło im satysfakcji, stąd otrzymali publiczną reprymendę od dyrektora.
W szkole były tworzone tzw. klasy „ pedagogiczne”. Chętni uczniowie klasy jedenastej od półrocza uczęszczali na dodatkowe przedmioty jak pedagogika i jej podobne. Maturę zdawali normalnym tokiem, ale z przedmiotów pedagogicznych musieli zdać egzaminu dodatkowe. W taki sposób zdana matura gwarantowała im prace w szkołach podstawowych. Między innymi pamiętam, że mój kolega Pasierbiński w ten sposób uzyskał wymagania pedagogiczne . W owym czasie zwłaszcza na wsi brakowało sporo nauczycieli i tym sposobem starano się pozyskać kadrę pedagogiczną. O ile pamiętam to w następnych latach już takiej możliwości uczniom nie stworzono.
Nasz szkoła jak wszystkim wiadomo mieszcząc się w III Alei jest nijako usytuowana przy trasie pielgrzymkowej. Pątnicy , którzy opuszczali dworzec kolejowy w miarę zwartym szykiem podążali alejami na Jasna Górę. Często siedząc przy oknie słyszałem ich śpiewy. Oczywiście nikomu to specjalnie nie przeszkadzało, każdy rozumiał tę sytuację. Sam zresztą byłem ministrantem. Codziennie służyłem do mszy w kościółku przy szkole. Zazwyczaj msze odprawiał ksiądz Musiel (później był biskupem sufraganem, zresztą naszym absolwentem szkoły ). Msza rozpoczynała się o 7.30. Ksiądz wiedząc , że nie mogę się spóźnić do szkoły tak zawsze kończył mszę, abym bez przeszkód zdążył na lekcje.
Kiedy zdawałem egzamin wstępny na Politechnikę Wrocławską otrzymałem wyjaśnienie, że musze dostarczyć opinie ZMP. Koledzy znali moje zaangażowanie w kościele, znali moją pobozność, wobec tego obawiałem się , że mogę uzyskać opinie , ale negatywna. Miałem jednak szczęście, bo koledzy z ZMP zdążyli wyjechać już na wakacje, więc skierowałem się do zarządu miejskiego. Tam wypisano mi opinię. Kiedy wróciłem do szkoły po podpis dyrektora, ten oczywiście złożył go i uścisnął mi na koniec dłoń. Było to moje pierwsze i ostatnie podanie ręki Dyrektorowi Uczelni ( tak czasem na szkołę mówiliśmy ).
O mojej szkole nigdy nie zapomniałem. W 1986 roku , kiedy szedłem w pielgrzymce pieszej z Lublina, kiedy mijaliśmy w III Alei budynek szkolny, wszystkim z satysfakcją pokazywałem moja szkołę. Ponadto jako pracownik kolei obowiązkowo w drugiej połowie listopada uczestniczę w pielgrzymce na Jasną Górę kolejarzy. Każdorazowo mijając szkołę zastanawiam się ile to już lat upłynęło od momentu ostatniego uścisku dyrektora. Pamiętam tę postać, pamiętam moich profesorów. Teraz w perspektywie tylu lat od usłyszenia ostatniego dzwonka w mojej ukochanej szkole – ma świadomość, że właściwie jej wszystko zawdzięczam : wychowanie, wiedzę, patriotyzm i prawość. Te cechy mogłem zdobyć tylko tam i tylko dzięki ludziom mnie uczącym i wychowującym.

Fragmenty wspomnień spisane 30 września 1992 roku.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych