- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Anegdoty Pana Wojtala Andrzeja ( 1954 - matuta )

Autor: Cieslak Aleksander
Data dodania: 06.01.2007 16:16:12

Zdjęcie autora wspomnień.
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Zdjęcie autora wspomnień.

W połowie lat pięćdziesiątych w szkole nie było już lekcji religii. Nauczano jej w salach katechetycznych, w pobliżu kościoła. W szkole natomiast zajęcia rozpoczynały się od modlitwy. Praktycznie wszyscy nauczyciele zgadzali się na to. Trzeba pamiętać , że był to największy okres stalinizmu i władze szkolne wyraźnie zabraniały jakichkolwiek oznak religii na terenie szkoły. Jednak nie przymuszani w żaden sposób uczniowie i profesorowie na pierwszej godzinie lekcyjnej lekcje rozpoczynali od słów „ Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze… ”. Ale na przykład profesor Pawlicki Alfred wyraźnie obawiał się faktu, że jeżeli uczniowie będą modlić się na jego zajęciach to w efekcie zostanie wezwany do inspektoratu. Wobec tego, gdy wchodził do klasy uczniowie natychmiast rozpoczynali modlitwę, widząc to profesor Pawlicki wycofywał się i czekał pod pracownią. Gdy uczniowie umilkli wchodził ponownie, ale ci widząc profesora w drzwiach natychmiast rozpoczynali modlitwę od początku. Profesor Pawlicki wycofywał się więc na korytarz i czekał. Najczęściej po trzech modlitwach lekcja rozpoczynała się. Tak to modlitwa została sprytnie wykorzystana do zabrania z czasu lekcji choćby dwóch trzech minut.

Rok 1952 – 1954. Do szkoły należało chodzić zawsze w specjalnych czapkach. Woźny szkolny miał obowiązek nie wpuszczania ucznia do szkoły na zajęcia , gdy ten był bez czapki. Kontrola była wyjątkowo szczelna. Baczne oko woźnego szkolnego wyłapało , każda próbę przechytrzenia go. Wobec tego uczniowie widząc , że nic nie wskórają nosili czapki, ale niechętnie. Zaraz po wyjściu ze szkoły natychmiast je ściągano z głów i chowano do teczek. Szkołę po pierwszym dzwonku zawsze zamykano dość szczelnie. O tym, aby ktoś wyszedł na zewnątrz nie było mowy. Ale uczniowie znaleźli na to sposób. Z jednej z pracowni , której okna wychodziły na aleje można było zsunąć się po daszku szkolnego kościółka. Oczywiście gdy przychodziła duża przerwa część uczniów ewakuowała się tym sposobem. Następnie siadano na ławkach w alejach i spokojnie można było porozmawiać, czasem po kryjomu zapalić papierosa. Gdy słychać było dzwonek w szkole, kończył się czas wolności i trzeba było wracać na zajęcia. Tym razem droga powrotna musiała prowadzić jedynie przez drzwi główne. Trzeba było zobaczyć wielkie zdziwienie w oczach woźnego, który otwierając nam drzwi nie mógł się nadziwić, którędy mogli wyjść uczniowie ze szkoły.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych