- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Relfeksjie profesora Wolkenberga

Autor: Cieślak Aleksander ( opracowanie )
Data dodania: 16.06.2007 09:49:39

Od lutego 1945 roku rozpoczęła się nauka w gimnazjum. Gimnazjum im. H. Sienkiewicza w tym czasie mieściło się na drugim i trzecim piętrze w budynku Gimnazjum im. J. Słowackiego. Parter i pierwsze piętro zajmowało gimnazjum żeńskie, dwie następne kondygnacje właśnie Gimnazjum Sienkiewicza. W tym czasie w budynku w Alejach był szpital dla żołnierzy radzieckich. Jesienią 1945 roku nastąpił powrót do macierzystego budynku. Z pod arkad refektarza na Jasnej Górze chłopcy ze wszystkich klas przenosili sprzęt szkolny. Była to prawdziwa przeprowadzka na oczach mieszkańców miasta. Do tego budynku zostało również przeprowadzone Liceum dla Dorosłych. Funkcjonowało ono po południu, a dyrektorem był znakomity matematyk prof. Józef Steczko. Często w liceum tym za zezwoleniem ówczesnych władz szkolnych pracowali etatowi nauczyciele z Gimnazjum H. Sienkiewicza.

Profesorowie :

Jankowski Zygmunt – nauczał filozofii. W tym czasie w klasie matematyczno – fizycznej filozofia była przedmiotem marginalnym, w sumie było mało zajęć. Nie mniej prof. . Jankowski był człowiekiem sympatycznym, w tym czasie już starszym panem okrągłym, łysawym. Później gdy musiałem przed obroną doktoratu i kolokwium habilitacyjnym zaliczać albo filozofię albo ekonomię polityczną to bardzo żałowałem, że tak mało przykładałem się do wykładów prof. Jankowskiego.

Jakubowska Jadwiga – starsza inteligentna, czarnulka. Brała udział w tajnych kompletach (moją grupę na kompletach geografii uczył prof. Wieruszewski) Dzięki bardzo starannie przemyślanym lekcjom geografii prowadzonym przez prof. Jakubowską nabyłem doskona-łych umiejętności posługiwania się mapami i ich orientacją w terenie. Przydało się to później na ćwiczeniach wojskowych i wędrówkach po Polsce i Europie.

Lewandowski Julian – nauczał gimnastyki. Niezwykle sympatyczny pan. W tamtym okresie zazwyczaj zajęcia odbywały się na boisku szkolnym. Sali jeszcze nie było, a gdy szkoła się przeprowadziła w Aleje to ćwiczono na sali gimnastycznej ( obecnej teatralnej ), chociaż nie było jeszcze zamontowanych żadnych drabinek, czy koszy. Na boisku szkolnym grano w tzw. zbijaka. Prof. Lewandowski mieszkał w budynku przyległym do zabudowań Gimnazjum Słowackiego i wobec tego bardzo często na zajęcia przychodził wprost ze swojego mieszkania, a po zajęciach zamiast do szkoły wracał na parę minut do domu. W tym czasie był już starszym panem dość wiekowo zaawansowany.

Mąkosza Edward – szalenie miły pan. Dla młodzieży organizował koncerty w częstochowskiej filharmonii (tzw. audycje), gdzie uczniowie musieli obowiązkowo wysłuchać koncertu miejscowej orkiestry symfonicznej. Bywało nieraz i tak, że muzykami dyrygował właśnie Edward Mąkosza. W szkole uczył śpiewać zwłaszcza ludowe piosenki, nawiązywał do korzeni polskiego folkloru. Potem okazało się to cenne zwłaszcza jak słuchano po latach zespołu Mazowsze. Zawsze starał się tak przekazać wiedzę muzyczna , by ta stanowiła jak najmniejsza tajemnicę. Na przykład w „ Preludium deszczowym Chopina ” – najpierw o tym utworze opowiadał, o genezie, o tym, że Chopin skomponował je na Majorce. A następnie sam grał, przerywał podpowiadał, aby wszyscy zrozumieli całą treść tego utworu. Starał się to robić obrazowo i ciekawie.
Prof. Makosza grywał też w niedziele około południa na mszy w Kaplicy na Jasnej Górze. Chłopcy poznawali go zwłaszcza po śpiewie.

Steczko Józef – znakomity pedagog, Nauczał w czasie wojny na tajnych kompletach. Potrafił niezwykle precyzyjnie wyłożyć tajniki matematyczne, regułki, wzory itp. Tłumaczył bardzo dokładnie. Musiałby ktoś być zupełnym ciemniakiem , aby nie zrozumieć w ten sposób podawanej wiedzy. Uczniowie zwłaszcza, którzy wybierali się na studia techniczne, ścisłe docenili ten kunszt po latach. Przede wszystkim nie mieli nigdy potem problemów z matematyką, bo podstawy były solidne.

Maryniak Wanda – nauczała języka niemieckiego. Wówczas już starsza pani. Mieszkała koło poczty na ul Focha. Była jedna z sublokatorek, zajmując jedynie pokój. Nauczała niezwykle starannie ( jej poprzednikiem na kompletach był prof. Świetlik ). Kiedyś uczniowie zrobili jej cos w rodzaju kawału. Otóż na biurku rozsypali tabakę. Gdy do klasy weszła prof. Maryniak , położyła na blacie biurka dziennik i go otworzyła, wówczas siedzący w pierwszej ławce uczeń dmuchnął na blat i tabaka uniosła się . Efekt był dość szybki, bo po chwili pani profesor zaczęła kichać, raz po raz i w ten sposób nie mogła prowadzić lekcji. Oczywiście zorientowała się , że padła ofiarą zmowy uczniów. Była jednak taktowna i wyrozumiała. O całym incydencie nie poinformowała dyrektora szkoły. Uczniowie zawsze wspominali ją z niezwykła sympatią. Uczyła niemieckiego w sposób bardziej współczesny. Trzeba było poprawnie na głos czytać przerabianą czytankę czy utwór a następnie własnymi słowami opowiedzieć o czym to było. Mniej zdolni wykuwali na pamięć w domu najbliższą czytankę i zgłaszali później na ochotnika do odpowiedzi.

Chłap Andrzej – był nauczycielem starej daty. Nie przekupny. Nie było do pomyślenia, aby przyjął od uczniów np. kwiaty. Najprawdopodobniej powędrowałyby natychmiast przez okno. Uważał, że od uczniów nie wolno przyjmować żadnych prezentów. Czasem tylko można było go „ przekupić ”. Otóż kiedy opiekował się kołem Polskiego Związku Zachodniego – na potrzeby tego związku można było przekazać książkę do biblioteki. Następnie książki te wysyłano na zachód Polski. Nie było tez do pomyślenia, aby profesor Chłap czy inny nauczyciel udzielał korepetycji uczniowi ze szkoły. Wówczas zwłaszcza profesorowie, którzy nauczali jeszcze przed wojną mieli żelazna zasadę nie udzielania korepetycji uczniowi ze szkoły w której byli nauczycielami. Jeśli chcieli komuś pomóc bo poziom przygotowania do gimnazjum po wojnie był bardzo różny to kierowali kogoś na korepetycje, podając jedynie nazwisko nauczyciela z innej szkoły jaki mógłby rozjaśnić w biednych głowach co trzeba.

Sabok Kazimierz– w czasie przeprowadzek sprzętu szkolnego z Jasnej Góry do budynku w Alejach uczniowie schowali w klasie za ławkami dość dużych rozmiarów portret marszałka Piłsudskiego. Obraz był prawie naturalnej wielkości, niemniej jednak ukryto go za ostatnimi ławkami. Na ławkach w tym czasie leżały palta, kurtki (nie było szatni, ze względu na kradzieże uczniowie trzymali swoje ubrania właśnie na ostatnich ławkach) i dlatego z przodu klasy zbytnio nie było widać końca sali. Dlatego obraz dość długo stał ukryty. Dopiero dyrektor Sabok któregoś dnia w czasie lekcji wypatrzył obraz , natychmiast kazał odnieść do sekretariatu. Podobnie postępowano w tym okresie z innymi obrazami np. marszałka Rydza – Śmigłego czy prezydenta Mościckiego.

Religia – ostatni raz ocena z religii była umieszczania na świadectwie maturalnym w 1949 roku i do 1949r pierwsza lekcja zawsze rozpoczynała się od pacierza. Rok później państwo polskie wypowiedziało konkordat Watykanowi i religię usunięto.




Markowski Szczęsław – uczniowie sądzili, że ma na imię Szczęsny. Na kompletach nauczał mnie biologii. Legenda i słuch głosiły że najprawdopodobniej służył w Legii Cudzoziemskiej. Był bardzo wymagającym i stanowczym mężczyzną stąd być może takie przypuszczenie. W czasie okupacji mieszkał przy końcu ul. Czarneckiego, obok zakładu Grajwodzkiego, który produkował instrumenty muzyczne. Tuż obok była też piekarnia Janczaka (chyba funkcjonuje do dziś?). W czasie okupacji w związku z dość dużym ruchem koło tego domu łatwiej było prowadzić tajne komplety. Na tajnych kompletach nauka była zdecydowanie lepsza. Był przede wszystkim bezpośredni kontakt z nauczycielem, uczniów było zazwyczaj około 4 – 6. Dlatego to może nawet przypominało korepetycje. Ale komplety były dość kosztowne. Aby były ekonomiczne dla nauczyciela z jednej strony a nie budziło podejrzeń gromadzenie się w określonych godzinach dużych grup młodzieży to oczywiście wymagało racjonalnego wyważenia. Często okazywało się, że nauczycieli kosztowało dość dużo. Pamiętam, gdy chodziłem jeszcze do szkoły powszechnej na rogu ul. Jasnogórskiej i Dąbrowskiego, że kiedyś zabrakło naszego wychowawcy i nauczyciela jęz. polskiego – rozeszła się plotka między uczniami, że aresztowało go gestapo za AK, okupacji nie przeżył. Prof. Markowski na kompletach nauczał biologii, chemii i geografii. Po wojnie w szkole już tylko chemii. Był nauczycielem prowadzącym dość łagodnie i w przyjemny sposób swoje zajęcia.
Bywało jednak , że stawał się nerwowym. Nie znosił wręcz jak klasa, albo pojedynczy uczniowie spóźniali się na lekcje. A przecież młodzież zmieniała pracownie, klasy i bywało, że dość późno docierała do pracowni chemicznej. Wtedy profesor krzyczał, wyzywał i miał poważne pretensje.
Nie znosił również jak ktoś był nieprzygotowany. Raz w podobnym przypadku, kiedy zorientował się, że jeden z uczniów Lechowicz (już nie żyje) nie umie powtórzyć co było na poprzedniej lekcji, wyrwał z zydla jedną z czterech nóg i ruszył na biednego ucznia. Ten widząc, w jakiej może znaleźć się sytuacji ze strachu zemdlał. Profesor Markowski przestraszył się nie na żarty i wspólnie z klasą ocucił biednego Lechowicza.
Profesor Markowski w późniejszych latach nauczał jeszcze w Technicznych Zakładach Górnictwa Rud w Częstochowie.

Pączkowa Eugenia – jej nazwisko pasowało do postury. Był okrąglutka jak różowy pączek. Nauczała poprawnie. W tym okresie była młodą nauczycielka więc już mocno wyrośnięci uczniowie prawili jej komplement za komplementem obserwując jak staje w przysłowiowych pąsach..
Kiedyś na lekcji, kiedy omawiane były czasy Garibaldiego Profesor Pączkowa tak mniej więcej sformułowała pytanie do młodzieży : - Kto mi powie co słychać w Rzymie ? Na to jeden z uczniów odpowiedział:
- Jeden śpi, a drugi drzemie.
Na historii w tym czasie obowiązywał podręcznik historii autorstwa Dąbrowskiego, wydany jeszcze przed wojną. Tak, że okresie zaraz po 1945 roku historia nie była jeszcze fałszowana i wypaczana. (Oczywiście o roku 1920 nikt nic nie wspominał).

Chłap Andrzej – nauczał wiedzy o społeczeństwie. To się nazywało dokładnie: nauka o Polsce i świecie współczesnym. W tym czasie obowiązywał zakres wiedzy od 1939 roku do 1949 czyli zaledwie 10 lat. Profesor był nauczycielem obiektywnym i starał się przedstawiać wykładane tematy neutralnie bez żadnej otoczki politycznej. Zawsze mówił z głowy, był starannie przygotowany do zajęć. Był nieprzekupny i dość ostry. Miał zwyczaj, że choć nie wymagał perfekcyjnej wiedzy, nie „ dusił „ ucznia pytaniami to jednak, gdy tylko zorientował się , że uczeń nie umie to na następnej lekcji wymagał dokładnej znajomości materiału, ale od początku roku. To oczywiście podnosiło poprzeczkę nauczania i tego uczniowie się potwornie bali. W tym czasie w prace w komitecie rodzicielskim była zaangażowana matka Aleksandra (Czarka) Kujawskiego (w trakcie liceum został pilotem szybowcowym). po ukończeniu liceum został pilotem , do dziś posiada licencje na loty ). Wspólnie z matką Mariana Szymańskiego pomagały w przygotowaniu śniadań, herbaty. (Panie Kujawska i Szymańska stanowiły w tym czasie grupę trzymającą władzę w Komitecie Rodzicielskim). Ale okazało się , że pomimo tego, że panie te widziane były często w szkole i profesorowie orientowali się w ich pomocy to jednak w ostatniej klasie Czarek Kujawski nie został dopuszczony do matury, którą zdał w następnym roku w Liceum im. R. Traugutta a sprawcą niedopuszczenia do egzaminu maturalnego był oczywiście profesor Chłap. W sprawie tej nie pomógł i dyrektor Sabok. Nawet przeniesienie do klasy równoległej nie wchodziło w grę.

Seifiried Tadeusz – Na początku w 1945 roku matematyki uczył profesor Steczko. Dał uczniom solidne podstawy matematyczne. Ale potem nastąpiła zmiana uczącego i matematyki zaczął nauczyć właśnie profesor Seifried. Był człowiekiem mądrym i inteligentnym. Z jego nauczania korzystali przede wszystkim ci uczniowie, którzy naprawdę chcieli się nauczyć i przygotować do egzaminów na studia. Ale bywało i tak, że gdy klasa przeszkadzała na lekcji wtedy wyciągał gazetę i czytał sobie spokojnie, a reszta robiła co chciała. Czyli ten , który słuchał wykładu, i śledził tok rozumowania profesora, ten wygrywał podstawy dobrej wiedzy.
Profesor Seifried był człowiekiem tolerancyjnym, spokojnym, bardzo lubianym przez młodzież.

Tomala Stanisław
Na końcu edukacji szkolnej matematyki nauczał prof. Tomala. Korzystał z podręcznika Sztekla (napisanego jeszcze przed wojną). W ostatnim okresie przed maturą kiedy dochodził do końca podręcznika w zakresie obowiązującego programu przerobił z nami zamieszczone w ww. podręczniku jako nadobowiązkowe rachunek różniczkowy i całkowy.
A był to już najprawdopodobniej materiał dodatkowy, nadobowiązkowy. Ale jak się okazało po latach, ci co wtedy uczyli się do końca, później na studiach politechnicznych skorzystali z tych lekcji i nie mieli z tymi rachunkami (różniczkowym i całkowym) najmniejszych problemów na ćwiczeniach z matematyki.
Był nauczycielem o wysokiej kulturze osobistej, wymagającym, w nauczaniu nie stosował żadnej taryfy ulgowej.
Kiedyś w tłusty czwartek klasa schowała kredę a jej miejsce położyła kawałek sera. Dodatkowo wysmarowała dość dokładnie tablicę smalcem. Gdy profesor Tomala zaczął lekcje matematyki to oczywiście, żeby cokolwiek wytłumaczyć musiał podejść do tablicy i cokolwiek napisać. I gdy to uczynił i wziął kawałek sera wtedy dość szybko zorientował się , że klasa zrobiła mu kawał. Gdy po chwili otrzymał prawdziwa kredę i próbował cos napisać to okazało się i to niemożliwe. Profesor roześmiał się i przyjął to wszystko za żart. Ale o całym zajściu dowiedział się dyrektor Sabok i natychmiast „ wyłowił ” uczniów, którzy spreparowali całe zajście i musieli bardzo dokładnie umyć po lekcji tablicę. Mycie tablicy jak się później okazało wcale nie było takie proste, nie było wtedy żadnych płynów do zmywania z detergentami.



Turski Leonard – Gdy uczył w szkole miał grubo po sześćdziesiątce. Pochodził ze wschodnich terenów dawnej rzeczpospolitej. Fascynowała go sztuka. Nauczał rysunku. Wszyscy ci, którzy wybrali się po skończeniu liceum na architekturę wspominali potem, że lekcje z profesorem Turskim były niezwykle wartościowe i przydatne. Przybliżał jak tylko potrafił historie sztuki (wzorował się na monografii Niemojewskiego) i w pełni mu się to udawało. Często na lekcje przynosił albo własne rysunki, albo książki z ilustracjami i podczas swojego wykładu pokazywał prace, zdjęcia na potwierdzenie swoich słów, albo dla lepszego zobrazowania danego tematu. Nauczał na wysokim poziomie. Dla młodzieży był wyrozumiały, nie dokuczał uczniom. Najważniejsi byli dla niego ci wszyscy, którzy go słuchali. Reszta mogła nie uważać, ale musiała zachowywać się cicho. Ci co słuchali robili to z wielka przyjemnością, bo było naprawdę czego słuchać.
Raz opowiedział na swojej lekcji historie o pewnym panu, który często przechadzał się alejami tam i z powrotem z psem. Profesor Turski był tym faktem zbulwersowany, uważając, że z psem raczej iść trzeba po za miasto, bo tam jest więcej swobody dla zwierzęcia.
Ale na kolejnej lekcji ponownie nawiązał do historii pana z psem. Powiedział nam, że już teraz wie, i że rozumie przyczynę dlaczego odbywają się codziennie te spacery. Otóż tym tajemniczym panem był weterynarz i dlatego przechadzał się alejami, aby prawdopodobnie zareklamować swój zawód. Zadbany pies miał być żywą reklamą dla jego profesji.
Profesor Turski o Częstochowie zwykł mawiać : „nabożno – dewocyjne – złodziejskie miasto”.
Profesor Turski był człowiekiem solidnym, spokojnym. Miał charakterystyczny chód, być może związany z jego podeszłym wiekiem, mianowicie kiedy szedł na zajęcia, chód jego przypominał „człapanie”.

Wójcicki Józef
Można o tym człowieku mówić same superlatywy. Wielki ideowiec. Kiedy zorganizował wycieczkę do Warszawy (a w nocy chłopcy sami uruchomili samochód, którym przybyli z Częstochowy do Warszawy poczem jeździli nim po dziedzińcu, aż spalili sprzęgło) i kiedy okazało się, że samochód wymaga naprawy, wtedy prof. Wójcicki sprzedał swój zegarek by opłacić naprawę samochodu.
W tamtym czasie przynajmniej raz, dwa razy w roku szkolnym organizował wycieczki dla klasy. Nieraz dobierał uczniów z innych klas, czasem dziewczęta od sióstr Zmartwychstanek (sąsiadek przez płot), gdzie też miał kilka godzin zajęć. Organizacja wycieczek w tamtym okresie wymagała sporego zaangażowania, często profesor Wójcicki wynajmował schroniska, bądź nocleg przypadał w seminariach duchownych, w szkołach itp. Ponadto wędrówki z młodzieżą były niebezpieczne z uwagi na chuligaństwo i bandytyzm wśród miejscowej ludności.
W ten sposób uczniowie zwiedzili Wrocław ( jazda była obok niemieckiej autostrady, która w tym czasie była zamknięta, ogrodzona a korzystać z niej mogły jedynie radzieckie pojazdy wojskowe), Szczecin, Kołobrzeg, Świdnice (tutaj przyjmował ich ksiądz Marchewka, który był pierwszym redaktorem „Niedzieli” po wojnie ).
Profesor Wójcicki stawiał na lekcjach na patriotyzm, intelekt i mądrość ucznia. Każda lekcja rozpoczynała się zawsze od tej samej maksymy zaczerpniętej ze Szkoły Rycerskiej:
„ Święta miłości kochanej Ojczyzny,
Czują cię tylko umysły poczciwe.
Dla ciebie zjadłe smakuj trucizny,
Dla ciebie więzy potem niezelżywe,
Byle cię można wspomóc, byle wspierać
Nie żal żyć w nędzy , nie żal i umierać.”
(podejrzewam, że jednak dokładnie nie odtworzyłem tekstu – autor )
Stawiając na intelekt ucznia, zawsze dawał na pracę klasową także temat dowolny, (np. w okresie zaduszek „Leci liście z drzewa”).
Mniej więcej dwa razy w roku szkolnym organizował z uczniami przedstawienia tematycznie związane z przypadającymi rocznicami, bądź sięgał do lektur szkolnych. W ten sposób między innymi wystawione zostały: Obrona Częstochowy, Fredro, czy tez fragmenty lektur szkolnych.
Profesor Wójcicki był człowiekiem religijnym, w religii szukał do swych zajęć i wątków patriotycznych. Był człowiekiem utalentowanym, sięgał do czytanek patriotycznych. Korzystał w tamtym okresie z czytanek do języka polskiego Balickiego pt. „Mówią wieki”, gdzie można było odnaleźć sporo fragmentów patriotycznych. Na lekcjach umiejętnie dobierał wiersze ( Mickiewicza, Słowackiego czy Krasińskiego ).
Był wraz z profesorem Mikołajtisem (pracującym wówczas w LO im. R. Traugutta) zaangażowany w uroczystości, kiedy na Wawel sprowadzano z Paryża zwłoki Słowackiego.
Profesor Wójcicki nauczał na tajnych kompletach w czasie okupacji.
Pod koniec życia, kiedy zaczął poważnie chorować i leżał w szpitalu, w Sali szpitalnej obok profesora Wójcickiego leżał ojciec Aleksandra Kujawskiego. Jego syna K profesor Wójcicki uczył ponad trzydzieści lat temu, a jednak go rozpoznał, jako swojego ucznia.

I na koniec kilka słów o religii w szkole. Religia – ostatni raz ocena z religii była umieszczania na świadectwie maturalnym w 1949 roku i do 1949r pierwsza lekcja zawsze rozpoczynała się od pacierza. Rok później państwo polskie wypowiedziało konkordat Watykanowi i religię usunięto.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych