- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Absolwent Sienkiewicza
Rocznik 1975

Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Imię:Mirosław
Drugię imię:Józef
Nazwisko:Reterski
Klasa:IV g
Wychowawca:brak danych
Data ur.:brak danych
Miejsce ur.:brak danych
Dawny adres:brak danych
Kontakt:brak danych
Opis: Mirosław Reterski, dyrektor pogotowia w Częstochowie i jednocześnie ordynator Szpitala - urazówki w Blachowni.
Chirurg urazowo-ortopedyczny. Od 15 lat, z roczną przerwą, kieruje częstochowskim Pogotowiem Ratunkowym. Żeby nie stracić kontaktu z zawodem, wciąż operuje podczas ostrych dyżurów w szpitalu w Blachowni. Mąż i ojciec dwóch synów. Żałuje, że żaden z nich nie podziela jego wędkarskiej pasji.



Chirurg macha kijem
( artykuł w Wyborczej - czerwiec 2005 )

Rozmawiałem Dorota Steinhagen 16-06-2005 , ostatnia aktualizacja 16-06-2005 17:26

Jak się tak przez cały dzień macha kijem, to się czuje wysiłek. Nic mi nie przeszkadza, ani komary, ani meszki - opowiada o swojej wędkarskiej pasji Mirosław Reterski, dyrektor częstochowskiego pogotowaia ratunkowego. To kolejny wywiad w naszym cyklu "Hobby na wysokim szczeblu"

Dorota Steinhagen: Taaaką rybę Pan złapał?

Mirosław Reterski: Miała 2 m 14 cm i ważyła między 88 a 92 kg. To był sum. Złowiłem go w marcu tego roku na rzece Ebro w Hiszpanii. To największa ryba w moim życiu.

Czy w Polsce takich dużych ryb nie ma, że trzeba aż do Hiszpanii jeździć?

- Są jeszcze większe sumy, nawet niedaleko, w zbiorniku Rybnik, w Wiśle też się zdarzają, ale jest ich mało. Trzeba mieć bardzo dużo czasu, by na takie egzemplarze zapolować. Według przewodników, tam gdzie ja byłem jest około 4 mln sumów. Największe dochodzą do 300 kg.

W Polsce dokąd Pan najchętniej jeździ na ryby?

- Nad San i Dunajec. To miejsca, które uwielbiam nie tylko ze względów wędkarskich, ale dla ich krajobrazu. Łapie się tam głównie świnki, brzany i klenie. Jak taka ryba ma dwa do trzech kilograwów, to pięknie walczy - prawie jak ten wielki sum, z którym zmagałem się blisko godzinę. A że łapie się je na bardzo delikatny sprzęt, to i satysfakcja jest wielka.

Co Pana w wędkarstwie pociąga?

- Adrenalina i krajobrazy.

To pewnie lubi Pan też polowania?

- Nie. Na moich oczach myśliwi zastrzelili kiedyś dwa kozły. Nieprzyjemny widok.

Co za różnica, czy się zabija kozła, czy rybę?

- Rybę mogę wypuścić. Wprawdzie lubię je jeść, szczególnie morskie, ale nie po to wędkuję. Bardzo często wypuszczam je z powrotem do rzeki. Czasem po prostu dlatego, że ryba jest bardzo piękna i waleczna.

Żona nie narzeka?

- Narzeka, ale co zrobić. Mówi czasem, że się czuje jak wdowa, szczególnie, jak ma w planie jakieś wyjście, a ja informuję, że koledzy już czekają i jedziemy. Ale to właśnie jest dla mnie odpoczynek, jak cały dzień przestoję w rzece w specjalnych butospodniach, zarzucając wędkę. Tylko przy wędkowaniu jestem w stanie zupełnie oderwać się od bieżących spraw. Ważne jest też fizyczne zmęczenie - jak się tak przez cały dzień macha kijem, to się czuje wysiłek. Nic mi nie przeszkadza, ani komary, ani meszki.

Największe komary gdzie Pan spotkał?

- Na Alasce, w King Salomon. Rany mi się goiły przez parę miesięcy.

To była wędkarska wyprawa?

- Pełna przygód. Na przykład misie grizzly nas zaatakowały. Podobno tam na pięciu mieszkańców przypada jeden niedźwiedź. Czasami mieliśmy wrażenie, że na łące, wzdłuż której przepływaliśmy, było tyle niedźwiedzi, ile u nas krów.

Co Pan tam łowił?

- Łososie. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ryb w rzece, coś niezwykłego. A te widoki - wspaniałe.

[Komentarze (1)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych