- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia z lat szkolnych

Autor: Niemierko Bolesław Marian
Data dodania: 19.03.2006 21:20:11

Wspomnienie z lat szkolnych

Z pedagogów należy wspomnieć prof. Kołakowskiego, który w V klasie uczył nas matematyki. Jak przystało na matematyka wdrażał w nas od początku systematyczność, która szczególnie w matematyce odgrywa szczególna rolę, gdyż od należytego zapisu zależy najczęściej również i należyty wynik. Nieraz zdarzało się , że niewłaściwie zapisane zadanie musiało dać oczywiście niewłaściwy wynik. Pisze o tym dlatego, że z wielu tych zalet korzystam do tej pory. Np. przy działaniach ułamkowych specjalnie zwracał uwagę, by znak równości napisany był w ten sposób, by kreska pozioma rozdzielająca licznik od mianownika stała pośrodku znaku równości, tj. dzieliła odstęp między tymi kreskami na połowę. Początkowo znak równości stawialiśmy byle jak i później nie było wiadomo czy licznik równa się ułamkowi, czy mianownik.
Oprócz tego profesor Kołakowski potrafił upoglądowić swój wykład szczególnie przy trudniejszych problemach, przy których uczniowie często popełniali pomyłki. Np. przy oznaczaniu czy a jest większe od b, czy tez mniejsze. Profesor Kołakowski pokazywał bardzo poglądowy przykład. Rysował na tablicy duży wizerunek kiełbasy, a w pewnej odległości od niego mały wianek i gdzieś z boku wyrysował na tablicy smoka z otwartą paszczą wraz z ogonem na małych nóżkach. Po wyrysowaniu wyżej wymienionych przedmiotów zwracał się do klasy, która z wielkim zainteresowaniem patrzyła na jego rysunki z zapytaniem : „ Czy smok obróci się szczęka do dużej kiełbasy, a ogonkiem do małej, czy na odwrót ? ” Zrozumiałe, że klasa odpowiadała, iż smok zwróci się szczęką do dużej kiełbasy, a ogonem do małej. Wtedy profesor Bolesław Kołakowski zarysował tego smoka miedzy narysowanymi wizerunkami kiełbasy, tak, że paszcza była skierowana do dużego wianka, a ogon do małego. Następnie wymazał tułów, ogon, nogi smoka oraz zęby w paszczy i przystawiał znak równości. Z całości rysunku wynikało, że duży wianek kiełbasy jest większy od małego wianka, czyli a jest większe od b. W następstwie gdy jakiś uczeń przy rozwiązywaniu na tablicy zadania z algebry pomylił się i zamiast „ większy ” napisał „ mniejszy ”, wtedy profesor Kołakowski przypominał historie ze smokiem i kiełbasą. Wtedy uczeń natychmiast stawiał znak prawidłowy.
Trzeba wziąć pod uwagę, że dla początkujących algebra ze swoimi znakami to prawdziwa czasem „ chińszczyzna”. Była to jednak dobra metoda, chociaż na oko wydawała się bardzo naiwna. Sam stosowałem tę metodę na swoich wykładach. W różnych technikach z bardzo dobrymi wynikami.
Podaje ten przykład w tym celu, by pokazać jak właściwe metody w nauczaniu pozostawiają ślad na całe życie.
Następnie w klasie siódmej trygonometrii uczył nas inż. Gołuchowski ( prawdopodobnie pracował w hucie „ Raków ” ). O nim mało co mogę powiedzieć, chociaż uczył nas tez dobrze, a z w końcu matematykę objął prof. W. Tatarkiewicz, były profesor matematyki w rosyjskim gimnazjum rządowym do którego wybierano nauczycieli na odpowiednim poziomie. Cichy, spokojny, ale bardzo dobry matematyk – specjalista, gdyż po skończeniu wydziału matematycznego stale uczył matematyki. Wiem, że skorzystaliśmy z jego wykładów w dużym stopniu.
Co do życia sportowego szkoły to przypominam sobie marsz szykami zwartymi pewnej niedzieli na dystansie zdaje się 10 km w kierunku na Krzepice. Dzień był upalny, chłopcy przemęczeni. Częstochowianie wylegli ma ulice. Start i meta była na dziedzińcu szkoły. Drużyna w której był mój brat Jan – tam jeden z kolegów zasłabł i pamiętam jak przyniosłem go i w ten sposób drużyna ukończyła marsz w komplecie. W ten sposób uniknęliśmy dyskwalifikacji. Marsz szkolnych drużyn był wyczynem pierwszym
tego rodzaju na terenie Częstochowy, dlatego wzbudził takie zainteresowanie.
Po otrzymaniu świadectw dojrzałości w dniu 19 czerwca 1918 roku ( taka datę mam na świadectwie dojrzałości ) w październiku tego roku wstąpiłem na Politechnikę Warszawską, a w listopadzie 1918 roku wstąpiłem na ochotnika do Legii Akademickiej i brałem czynny udział w zwalczaniu Niemców w Warszawie. Zostały utworzone z nas plutony i my z swych ubraniach cywilnych i w czapkach akademickich dostaliśmy pasy z ładownicami i nabojami, kokardki oraz karabiny często na sznurku zamiast pasów skórzanych.
W pierwszych dniach listopada o godzinie 16.00 była zbiórka naszego plutonu koło byłego pałacu Gustawa Potockiego, zwanego w Warszawie popularnie – Guciem i lwem złotej młodzieży.
Nam w udziale przypadało obsadzenie Zamku Królewskiego. Zatem pomaszerowaliśmy na zamek. Na posterunkach staliśmy po dwóch : jeden Niemiec i jeden student. Niemcy już wówczas nosili czerwone kokardki. Ja otrzymałem za zadanie pilnowania stajni, by Niemcy nie zabrali z niej koni ( szczególnie chodziło o siwki generała Besselbza ), który przywiózł te konie z Belgii, zaraz jak tylko mianowano go na gubernatora Warszawy.
W razie podejrzanych ruchów Niemców otrzymałem nakaz strzelania na alarm. Stałem więc razem z Niemcem. Niemcy się zmieniali , my natomiast nie, ponieważ było nas mało. Dlatego przyszło mi stać tam 24 godziny bez zmiennika. Później tymi siwkami jeździł nasz marszałek Józef Piłsudzki.
W nocy jeden z Niemców poczęstował mnie koniakiem , ale odmówiłem, gdyż obawiałem się jakiegoś podstępu ze jego strony, byłem tez bardzo zmęczony i mogłem po wypiciu zasnąć, a przecież chodziło o wypełnienie właściwie powierzonego obowiązku. Po 24 godzinach zmieniono mnie. Poszedłem na zamek, tam dano mi jeść. Pamiętam, że pokazano nam , ale nie pamiętam w jakiej Sali, dużego orła polskiego, który miał złote szpony, częściowo powygryzane i skradzione przez Niemców. Po posiłku położyliśmy się spać na słomie na podłodze. Po pewnym czasie obudzono nas. Usłyszałem strzelaninę. Powiedziano nam, że były szef policji Glasenapp chciał przebić się ze swoimi ludźmi z magistratu celem wywiezienia kasy. Otrzymaliśmy rozkaz bycia w pogotowiu. Po pewnym czasie przybył do nas goniec z zawiadomieniem, że pomoc już nie potrzebna. Ucieczkę Glasenappa udaremniono. Strzały po pewnym czasie ustały, a myśmy poszli spać.
Po przespanej nocy od razu stałem na warcie znowu z Niemcem przy wjazdowej bramie do zamku. Otrzymałem rozkaz nie wpuszczania oraz nie wypuszczania nikogo. Około godziny 10.00 wychodził jakiś straszy pan w cywilnym ubraniu. Niemiec mu zasalutował i puścił ja natomiast zatrzymałem go. Przyszedł nasz komendant wylegitymował owego pana, który okazał się, że jest byłym kuratorem szkolnym w Warszawie w czasie okupacji niemieckiej. Wtedy miał zamiar wyjechać z zamku. Komendant zezwolił mu na opuszczenie zamku ale bez koni. Z posterunku zwolniono nas dopiero wieczorem, pamiętam, że spałem potem przeszło 12 godzin.
Na następny dzień poszedłem się zapisać do Legii Akademickiej, byłem w koszarach na komisji. Przed wcieleniem do formacji udałem się do Częstochowy i tam zaciągnąłem się do Lotnego Oddziału Kawalerii pod dowództwem rotmistrza Sejrieda, którego bratanek również chodził do naszej szkoły i skończył astronomie na Uniwersytecie Warszawskim. W oddziale tym byłem z pól roku. Następnie połowę roku spędziłem w P.K.V. w Częstochowie, później w wojskach samochodowych w Częstochowie, później w Kielcach i Warszawie.
W lipcu 1920 roku wcielono mnie do szkoły podchorążych piechoty ( tam gdzie był Generalny Inspektor Sił Zbrojnych ), a obecnie ma siedzibę Rada Państwa. Po jej skończeniu poszliśmy do szkoły chorążych. Wówczas to naczelne dowództwo zażądało na 1 stycznia 1922 roku – 120 oficerów, którzy mieli walczyć na froncie. Tymczasem wojna wzięła inny obrót. Nie chciano nas początkowo zwolnić tylko przeznaczono nas na oficerów zawodowych. Po skończeniu Szkoły Podchorążych Samochodowych w dniu 28 lutego 1921 staraliśmy się o zwolnienie z wojska celem ukończenia studiów na Politechnice. Znakomita większość z nas była studentami Politechniki Warszawskiej. Dopiero po interpelacji w Sejmie w kwietniu 1921 roku zwolniono nas do rezerwy, a w dniu 1 lipca tego samego roku zostaliśmy mianowani podporucznikami rezerwy. Była to ostatnia lista podpisana przez marszałka Józefa Piłsudskiego, jako Naczelnika Państwa.
Zaraz po zwolnieniu mnie z wojska zacząłem kontynuować studia, które ukończyłem 28 czerwca 1928 roku. W czasie służby wojskowej miałem półroczny urlop na studia. Studia ukończyłem z tytułem inżyniera budowy dróg i mostów. Potem podjąłem parce w firmie prywatnej Wolski – Wiśniewski w Warszawie. Tutaj pełniłem funkcje kierownika różnych budów. Potem w czasie wielkiego kryzysu pracowałem na kolei na odcinku Bydgoszcz – Gdynia. W czasie następnego kryzysu w roku 1930 pracowałem w PKP w Poznaniu. Tu pracowałem aż do wybuchu wojny. Po wojnie początkowo zostałem kierownikiem przedsiębiorstwa budowlanego pod Zarządem Państwowym w Płocku, a następnie ponownie zgłosiłem się do kolei. Zostałem zatrudniony w Czerwińsku nad Odrą. Stąd Ministerstwo Komunikacji przeniosło mnie do Olsztyna. Oprócz pracy zawodowej wykładałem w Państwowym Liceum Komunikacyjnym, również w szkole zawodowej, w technikum samochodowym, kolejowym i budowlanym.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych