- Strona Główna - |
|
|
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie |
Wspomnienia z lat szkolnych 1922 - 1927 Autor: Koperska Halina ( opr. A. Cieślak ) Data dodania: 19.03.2006 17:20:51
Wspomnienia 1922 – 27
Niech mi będzie wolno dorzucić swoje wspomnienia z lat 1922 – 27, kiedy to jako mieszkanka internatu SS> Zmartwychwstania Pańskiego, graniczącego z gimnazjum o mur, mając wówczas 12 lat przez 4 lata mojego tam pobytu śledziłam życie „ Sienkiewiczaków ”, jako ich bezpośrednia sąsiadka. Wraz ze starszymi koleżankami do których się zaliczałam tylko ze względu na moja starsza siostrę mocno już tkwiąca w grupie najstarszych.
Trzymane pod kluczem „ rwałyśmy się ” w świat. Jedyna wówczas okazja do popatrzenia na chłopaków zza muru była sterta chrustu. Wdrapywałyśmy się na nią jak na huśtawce. Sprężynujące gałęzie wyrzucały nas w górę i pozwalały „ ich ” ujrzeć.
Czasami „ oni ” grając w piłkę wrzucali ją celowo na nasze podwórko mając okazję do złożenia nam wizyty.
Ileż radości i emocji przeżywałyśmy, gdy taki sztubak w pogoni za piłką wpadł aż do naszych apartamentów; cóż to była za wrzawa; jaki niepokój Sióstr…
Podobne emocje przeżywałyśmy, gdy nasi sąsiedzi towarzyszyli nam w czasie spacerów poobiednich. Wstawiając się w pary przedłużali w ten sposób nasze szeregi pilnie strzeżone przez siostrę zakonną. Gdy ta ich „ przepędziła ” z końca – przesuwali się na front itd. Ostatecznie przyczyniając się do skrócenia nam spaceru.
Bożyszczem wszystkich uczennic z całej Częstochowy w owych czasach byli przede wszystkim niezwykle utalentowani dwaj bracia : Czesław Piwowarczyk i brat jego, którego imienia nie pamiętam ( Stanisław , albo Witold – przyp. Redakcji ). Gwiazdorzy młodzieży żeńskiej w Częstochowie. Jakiż to był zaszczyt dla tej dziewczyny, którą w czasie koncertu czy innego spotkania zaczął szkicować. Jakże jej wszystkie koleżanki zazdrościły. Obaj bracia byli…już od dawna zajęci…
Na nieszczęście wielu wielbicielek żyły wówczas dwie urodziwe z sexem siostry Fijałkowskie ( Wanda i … nie pamiętam imienia drugiej ), mocno barykadujące dostęp do tych nieosiągalnych bożyszcze.
Drugim bożyszczem – moim wielkim bożyszczem – był inny niebieskooki ( tak mi się wówczas wydawał kolor Jego oczu, choć ich bezpośrednio nie oglądałam )… Bronek Rozenowicz !!! Ja – szkołę zaczynałam . On – kończył. Piękny, wielki, adorowany. Gdzieżby tam „ taki” spojrzał na mnie. Mogłabym jedynie wzdychać cicho, niepostrzeżenie, starsze koleżanki dałyby mi za to, gdyby się dowiedziały, że im ośmielam się przeszkadzać.
Nigdy tez o swojej miłości z żadną, nawet z tymi „ od serca ” nie rozmawiała. Tylko jedyna moja koleżanka, wiedziała coś niecoś : Zosia Grandysówna. Mieszkała ona obok Bronka, w tej samej klatce domu przy II Alei. Jakże ja jej tego zazdrościłam… Od niej też od czasu do czasu dowiadywałam się o Bronku, jego wielbicielkach itp. Kiedy w czasie „ gęsiego” spaceru poprzez Aleje przechodziłyśmy koło domu, gdzie ON mieszkał – słońce jaśniej świeciło, lżejsze było powietrze. Ale nigdy nie ośmieliłam się spojrzeć wprost w oczy swego bożyszcza. A nuż by się domyślił ? Tak oto wzdychanie moje przeszło obok, w sina dal, jakby się to dzisiaj rzekło – nie odwzajemnione.
Dziś z odległości czasu, kiedy spotkałam JEGO nazwisko w prasie fachowej, donoszącej iż wygłosi odczyt na posiedzeniu lekarskim w Częstochowie – odżyły wspomnienia. Dawno przeżywane dramaty stały się teraz śmieszne, ale jednocześnie z odległości czasu wszystko widzi się inaczej, a do wspomnień chętnie wracamy.
Szczególnie z tego okresu wspominam prof. Edwarda Mąkosę, który wówczas był naszym wspólnym profesorem śpiewu, któremu zawsze będę dziękować za rozbudzenie we mnie zamiłowania do śpiewu, umiejętności wielkiej radości życia w śpiewie i muzyce. Wspaniały, niezapomniany kierownik chórów i dyrygent. Kiedyś wykradłyśmy mu notes, by zobaczyć jakie tez stopnie profesor stawia naszym sąsiadom z Gimnazjum Sienkiewicza. Teraz przepraszam go za to !
A ponieważ wspomnienia osobiste łączą się z wydarzeniami „ ogólno dziejowymi” – nie sposób pominąć i innych postaci ważnych z tych czasów. A więc :
Pan Milewski – właściciel sklepu z materiałami piśmiennymi i książkami w III alei. Sklep ten odwiedzały liczne „ watachy ” młodzieży, zatruwające mu Zycie. Wchodziło się tam pod pretekstem kupna… stalówki, ołówka itp. A chodziło o obejrzenie nieprawdopodobnie długiego paznokcia na piątym palcu lewej ręki. Żaden z dotychczasowych żyjących na świecie Mandarynów nie wyhodował tak pięknego okazu; stwierdziliśmy to wszyscy. I nic nie pomogło : przepędzanie nas ze sklepu. Wdzieraliśmy się mimo dąsów pana Milewskiego nadal, regularnie.
Druga słynna postać epoki na której kanwie opisuje wydarzenia – to słynna „ ciocia Wójcicka ”, psychicznie chora, nikomu nie wadząca starsza pani ( podobno była nauczycielka ), ekscentrycznie ubierająca się z istnym ogródkiem kwiatowym na kapeluszu oraz… nieodłączną… szpicbródką, która zwykła była ćwiczyć tych, którzy choćby z lekkim odcieniem ironicznego uśmieszku zbliżali się do niej.
Wspomnieć tu jeszcze wypada wspaniałe przechadzki w cieniu rozłożystych kasztanów, którymi wysadzane były aleje, westchnienia, rzucanie kasztanami w tych… którzy stanowili wówczas wszystko, co sercu najmilsze, spotkania na nabożeństwach różańcowych czy majowych w kościele św. Jakuba, karkołomne zjazdy na saneczkach spod Jasne Góry, aż hen w aleje, łamanie nóg, rąk, nabijanie guzów, którymi się imponowało innym itp.
Niech zakończę moje wspomnienie o sąsiadach z Gimnazjum im. H. Sienkiewicza, z bardzo , bardzo odległych czasów chmurnej i górnej młodości.
Może moje wspomnienia zainteresują, może ubawią, a na pewno rozśmiesza tych, z którymi są związane.
[Komentarze (0)]
|
|
- Redakcja Strony - |
|