- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Życie na pięciolinii

Autor: Pączek - Haładyj Małgorzata
Data dodania: 27.06.2005 19:41:23

Przedruk artykułu z Gazety Wyborczej z dnia 8 kwietnia 1992 roku.

40 lat pracy pedagogicznej Edwarda Mąkoszy w Liceum H. Sienkiewicza

„Gdyby ktoś ogłosił ankietę na temat najpopularniejszych osobistości naszego miasta , niezawodnie Mąkosza zająłby w niej poczesne miejsce. (...) Nie ma koncertu, akademii, five’u, kiermaszu lub zabawy, aby w nich nie brał udziału. (...) Człowie, który swe życie szczerej służbie Muzom poświęcił, a pięknie przy tym działalność artystyczną z chlubnymi obowiązkami pedagoga połączyć zdołał.” – tak 5 XII 1937 r. z okazji jubileuszu 25 – lecia pracy artystycznej Edwarda Mąkoszy pisał „Goniec Częstochowski „.

Kolejne jubileusze pracy profesora na przestrzeni lat odnotowywała miejscowa prasa, skrupulatnie wymieniając zasługi, jakie wniósł dla rozwoju miasta i regionu.
Organizator życia muzycznego, pierwszy dyrygent orkiestry symfonicznej, założyciel Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Częstochowskiej, współtwórca szkoły muzycznej, pedagog, kompozytor; folklorysta. Tak w większym skrócie można podsumować 88 lat niezwykle bogatego i twórczego życia Edwarda Mąkoszy.
Żeby kolejny raz nie powielać artystycznego życiorysu, postanowiłam przedstawić osobę profesora nieco inaczej. Może trochę mniej z muzycznego punktu widzenia (choć trudno postać tę oderwać od muzyki), bardziej pod kątem bogatej osobowości, barwnego życia, ciekawych znajomości.
Jako przewodnik posłużył mi jego pamiętnik, fragmenty wywiadów prasowych oraz wspomnienia mieszkającej w Częstochowie córki Barbary Konczyńskiej.
Pamiętnik
E. Mąkoszy stanowi bardzo interesującą lekturę. Ciekawe postacie przeplatają się tu z historią. Z Marią Dąbrowską przyjaźnił się w czasach gimnazjalnych, Żeromskiego poznał w Gdyni, z Kasprowiczem w Zakopanem dyskutował o poezji, Kiepurze zorganizował w Częstochowie koncert...
Przeglądam pożółkłe kartki zeszytu – trafiam na wspomnienie spotkania z Reymontem:
„Znajdowałem się właśnie w domu, ćwicząc na skrzypcach (...) kiedy rozległo się pukanie do drzwi, (...) Nogi ugięły się pode mną, wypuściłem z palców smyczek. Reymont go podniósł i zwrócił mi uprzejmie., witając się ze mną. >Pomyślałem sobie, że pan zajmie się naszym gościem i oprowadzi go po Wolborzu< - powiedział sędzia gminny Wylazłowski. Objąłem tedy zaszczytną rolę przewodnika. (...) Po obiedzie zwierzyłem się pisarzowi, że świeżo przeczytałem jego „Chłopów”. Bardzo go to zaciekawiło i skłonił mnie do bliższych wynurzeń. Reymont pytał, która z postaci była najtrafniej opisana. Odpowiedziałem, że Agata. (...) >Różne miałem recenzje wiele było w nich zachwytów, ale tak trafnie jak pan i tak rzeczowo ocenić „Chłopów” , zrozumieć moją myśl nie potrafił nikt dotąd. Dziękuję ci mój młody przyjacielu<
Żeromskiego spotkał w Gdyni.
Spotkanie miało zresztą bardzo przypadkowy charakter. Pisarz poszukiwał muzycznego ilustratora do czytanych przez siebie fragmentów powstającego „Wiatru od morza” Podobno całkiem przypadkowo zajrzał do namiotu, w którym właśnie przebywał Mąkosza. Krótko zapytał: >czy jest tu ktoś kto gra na pianinie?< Na odpowiedź nie musiał czekać długo. Mąkosza szybko pożegnał uczestników wycieczki. Wybrał wędrówkę po Kaszubach i Pomorzu w towarzystwie S. Żeromskiego
Pani Barbara pokazuje mi starą fotografię, na której widnieje postać młodzieńca w góralskim stroju. Czytam dedykację na zdjęciu: „Bardzo miłemu panu profesorowi Mąkoszy, w dowód uznania – Jan Kiepura, tenor Opery Warszawskiej. 9.3.26”. To też jeden z ciekawszych epizodów w życiu profesora. Niewielu z częstochowian zapewne wie, że właśnie w naszym mieście odbył się w1926 r. niemal debiutancki występ sławnego śpiewaka.
Koncert Kiepury zorganizował właśnie E. Mąkosza. „W owych czasach (...) jeździłem często do Zagłębia z orkiestrą Straży Ogniowej, której akompaniowałem podczas koncertów. Tam w gimnazjum Staszica nauczycielem śpiewu był Władysław Powiadowski. (...) On mi opowiadał, że ma ucznia – tenora, rokującego jak najlepsze nadzieje. Był to właśnie Jan Kiepura. Raz zostałem zaproszony na koncert Kiepury, któremu miałem akompaniować (...) >Pan m przepiękny głos. (...) Będzie z pana wielki śpiewak< - powiedziałem .Naprawdę? – ucieszył się Kiepura - a pan zna się na śpiewie?< Jeszcze raz upewniłem Kiepurę, że mam o nim jak najlepsze mniemanie i zaprosiłem go do Częstochowy, do Gimnazjum Sienkiewicza.”
Częstochowski koncert okazał się dużym sukcesem. Stanowił niejako preludium do mających się wkrótce rozpocząć „podbojów” największych scen świata.
Kiepura przyjechał również do Częstochowy w latach swojej największej sławy. 20 maja 19333 r. wraz ze swoim ojcem i impresario przybył na Jasną Górę. Ojcowie paulini poprosili go wówczas, aby zaśpiewał podczas mszy. Kiepura zgodził się pod warunkiem, że będzie mu akompaniował prof. Mąkosza. „Tego dnia przebywałem jednak w Łodzi na wielkim koncercie orkiestr strażackich. Zatelefonowano więc po mnie i przyjechałem. Kiepura śpiewał”.
Mąkosza- kompozytor, Mąkosza - folklorysta, Mąkosza – pedagog.
Ponad 40 lat związany był najpierw z Liceum im. H. Sienkiewicza. Gdy w 1927 r. otrzymał propozycję intratnej posady w Chicago, odmówił. Nie chciał się rozstać, jak podkreślił w jednym z wywiadów, ze szkołą i jej młodzieżą. Uczniowie darzyli go szczególnym szacunkiem i uznaniem. Pamięć i szacunek pokonały też próbę czasu. Gdy w styczniu tego roku Rada Miasta przedstawiła propozycje zmiany nazw ulic (w wyniku których patronem jednej z nich miał zostać właśnie profesor) do naszej redakcji nadszedł list (GW. Cz. nr 25/92). Czytelniczka napisała: (///) Chodzi mi o zmianę nazwy ulicy H. Sawickiej na ul. E. Mąkoszy. Tak się szczęśliwie złożyło w moim życiu, że prof. (..) prowadził chór w naszej szkole i przez trzy lata byłam jego uczennicą. Był to wspaniały człowiek, cudowny nauczyciel, niestrudzony badacz i zbieracz muzyki folklorystycznej. Boli mnie to, że tak znanemu i zasłużonemu człowiekowi wydzielono taką boczną ulicę na Zawodziu, gdzie znajdują się dwa domy. ^To już lepiej nie nadawać jego imienia mało komu znanej ulicy. Czyżby Rada Miasta tak nisko oceniła zasługi profesora. (...)
Dwa m8iesiące później okazało się, że imię E. Mąkoszy nadano dawnej ulicy Miczurina.
W 1965 r. profesora spotkało szczególne wyróżnienie. Otrzymał on Medal Papieski .
Edward Mąkosza bardzo silnie związany był z zakonem ojców paulinów. Uczył kleryków muzyki i śpiewu. Bardzo dramatyczny wydźwięk ma jeden z wojennych epizodów związany z klasztorem jasnogórskim oraz E. Mąkoszą.
Klaszt0or, otoczony betonowymi bunkrami i naszpikowany gniazdami broni maszynowej miał stać się silnym punktem obrony Niemców. Już w lipcu 1944 r. oficerowie niemieccy zwrócili się do o. S. Nowaka z propozycją rozpoczęcia przygotowań do ewakuacji najcenniejszych przedmiotów klasztoru do Rzeszy. Oczywiście przeor zakonu pod żadnym warunkiem owej propozycji nie przyjął ł. Wkrótce po tym Niemcy zażądali otwarcia wejść do podziemi kościoła i kaplicy. Przez kilka dni penetrowali katakumby. Na wieży klasztornej urządzili punkt obserwacyjny.
W chwili rozpoczęcia styczniowej ofensywy radzieckiej Niemcy ponowili propozycję ewakuacji, tłumacząc ją groźnym natarciem ze wschodu.. I tym razem paulini odmówili.
Tymczasem okupanci zaczęli czynić podejrzane przygotowania. Wytoczyli na dziedziniec kilka beczek z benzyną, na samochód załadowali łatwopalne materiały. Wszystko wskazywało na to, że Jasna Góra przygotowana jest do wysadzenia. Uciekając zdążyli jeszcze 16 stycznia 1945 r. podpalić beczki i samochód. Dziedziniec stanął w płomieniach.
Właśnie w tym czasie na Jasnej Górze przebywał E. Mąkosza. Tak po latach wspominał tamte chwile „Od 1912 r. byłem w naszym mieście oficerem straży ogniowej. Z tej też racji prowadziłem w klasztorze szkolenie strażackie (...), a jako muzyk – jedyną chyba w całym świecie orkiestrą symfoniczną. Właśnie 16 stycznia wypadły mi zajęcia w klasztorze. Gdy szedłem na jasnogórskie wzgórze w mieście ruch był już niezwyczajny. Przewalały się ulicami oddziały wojskowe z taborami. (...) W najlepsze właśnie ćwiczyliśmy jakąś symfonię, gdy z miasta dobiegły nas odgłosy detonacji i huki strzałów. (...)Z okien klasztoru obserwowaliśmy wzmagającą się w mieście panikę. (...) Do późnej nocy słychać było strzały. (...) Jak wracać do domu w taki czas? Zanocowałem. Kiepski to był sen, kiedy budziły co chwilę odgłosy walk i harmider opuszczających klasztor niemieckich oddziałów. Zerwałem się więc natychmiast na nogi, gdy jeden z braciszków wpadł do celi z krzykiem – Klasztor się pali. Na podwórzu pod arsenałem płonęła podpalona przez Niemców ciężarówka. (...) Opodal piętrzył się stos obficie zlanych benzyną wojskowych koców. Struga benzyny od stosu płynęła aż do znajdujących się pod wałami klasztornymi stajen. (...) Wszystkich znajdujących się w klasztorze zorganizowałem w drużyny ratownicze każąc im sypać na metr wysoki wał ze śniegu w poprzek podwórza. Później usypaliśmy drugi jeszcze wał wokół samochodu i koców, które zaczęły już płonąć. Zdążyliśmy na czas. Ogień poprzez wały śnieżne nie przeszedł. Nie wiem czy z klasztoru pozostałby kamień na kamieniu, gdyby ogień dotarł do stajni.”
Następnego dnia właśnie w stajni, a także w innych opuszczonych przez Niemców pomieszczeniach znaleziono duże ilości min i kostek trotylu. Często potem prasa zamieszczała anonsy, że E. Mąkosza był jednym z tych dzięki którym klasztor ocalał.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych