- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia Wiesława Hutnego

Autor: Wiesław Hutny
Data dodania: 14.08.2012 19:29:21

Autor wspomnień
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Autor wspomnień

Wieslaw Hutny - wspomnienia

Lata nauki w Sienkiewiczu: wrzesień 1948 – matura 1952, klasa 11A
Opiekunka klasy – prof. Helena Hajewska.

Od pewnego czasu, za zachętą profesora Aleksandra Cieślaka, zabierałem się do napisania wspomnień o mojej drodze po wyjściu z Sienkiewicza. Jakoś zawsze brakowało czasu bo, jak wiadomo, emeryt jest bardziej zajęty niż pracujący zawodowo.

Mimo lat, które upłynęły od matury, którą zdałem w 1952 roku, mam ciągły kontakt z Sienkiewiczem. Włączam się prawie codziennie na stronę “Sienia” - od tego zaczynam lekturę internetu i z dużym zainteresowaniem czytam każdą wiadomość. Tu wielka chwała dla Pana Profesora Cieślaka za prowadzenie tej strony.

Jestem w stałym kontakcie z kolegami z mojej klasy między innymi z Jasiem Millerem, Lilasem Dembowskim i Karolem Pelcem, który obecnie mieszka Stanach Zjednoczonych. Karol, chyba przez większość naszego czasu w Sienkiewiczu, siedział w ławce tuż za mną. Miałem również bliski kontakt z Jackiem Gospodarkiem do czasu jego niedawnej śmierci (czerwiec 2012)

Po skończeniu Sienkiewicza dostałem od szkolnych władz ówczesnego ZMP opinie “wroga klasowego”. Nie chodziło o “wroga klasy 11 A”, której byłem uczniem. Było dość powszechne ze taką opinię dostawali absolwenci pochodzący z rodzin tzw. “obcych klasowo”. To niestety nie ułatwiło mi życia i dostania się na studia. Ale jakoś przeszedłem przez tę przeszkodę. Rzeczywiście, nigdy nie popierałem ideologii głoszonej przez tzw. Polskę Ludową. Zdarzyło mi się nawet być przesłuchiwanym przez UB na Placu Wolności w Krakowie. Było to w czasie kiedy pracowałem w krakowskiej hucie, której pełnej nazwy imieniem “ukochanego wodza proletariatu” nie chce tu wspomnieć. Przesłuchanie trwało ok 25 godzin i było prowadzone przez kilku oficerów UB.

Zacznę, może nie typowo, od końca - w sierpniu 2009 zakończyłem pracę zawodową i przeszedłem na emeryturę. Doszedłem do wniosku, ze przyszedł czas na zmianę i odszedłem na własną prośbę. Warto wspomnieć, że w kanadyjskiej prowincji Ontario, gdzie mieszkam, nie ma przymusowego odejścia na emeryturę w jakimś określonym wieku. O odejściu na emeryturę decyduje człowiek. Jak podliczyłem, uzbierało sie sporo lat pracy. Otóż, pracowałem 49 lat i 10 miesięcy czyli 2 miesiące brakowało do okrągłej rocznicy 50 lat.

Tak się potoczyło w czasie tych prawie 50 lat, ze pracowałem na trzech kontynentach i w trzech językach (Europa, Polska, Afryka; Algieria, j. francuski - Ameryka Północna, Kanada, j. angielski). Ostatnim miejscem mojej pracy był Instytut Naukowy rządu federalnego Kanady (CANMET Energy Technology Centre, Department of Natural Resources Canada (Instytut Technologii Energii, Ministerstwa Zasobów Naturalnych Kanady) oraz McGill University, Montreal.

W momencie przejścia na emeryturę spotkała mnie bardzo przyjemna niespodzianka - dostałem osobisty list od Premiera Kanady z podziękowaniem za wkład pracy wniesiony dla Kanady. Również wspomnę tu o liście dyrektora naszego Instytutu, który przesłał do wszystkich pracowników Instytutu z okazji mojego przejścia na emeryturę.


“From: Farnand, Brian
Sent: August 20, 2009 16:30
To: IETS.O CE.CE-OTT
Subject: Dr. Wes Hutny

Dr. Wes Hutny has been a research scientist at CanmetENERGY since February, 1987. Throughout his career at Canmet he has been responsible for the development of pulverized coal injection into blast furnaces, the use of biomass for steel and coke production (“biosteel”) and the development of the case for blast furnaces being used for energy production.
Before coming to CanmetENERGY Dr. Hutny taught at universities on three continents in three languages. He is an avid downhill skier and has sailed on most of the seas in the Northern hemisphere.
Friday, August 21, will be Dr Hutny’s last day at CanmetENERGY. I would like to wish him the finest snow, the fairest winds and all the best in his retirement.

Brian Farnand Ph.D., P.Eng.
Director | Directeur
Industrial Innovation Group | Groupe d'innovation industrielle
CanmetENERGY | CanmetÉNERGIE
Natural Resources Canada | Ressources naturelles Canada

Pracę zawodową zacząłem w Polsce ale przyszedł rok 1980 i Solidarność, która zmieniła Kraj. Rozluźniły się wieży i przyszły możliwości wyjazdu do pracy za granica – nie tylko dla ludzi popieranych przez PZPR i SB. Dostałem propozycje wykładów na Uniwersytecie w Oranie, w Algierii. Jednym z wymagań było zdanie egzaminu z języka francuskiego. Wtedy przydał się “francuski” z Sienkiewicza. Z wdzięcznością wspominam panią prof. Balcewicz, która uczyła mnie w Sienkiewiczu języka francuskiego bo dzięki jej wysiłkom nauczenia nas języka francuskiego zdałem ten egzamin. Po przejściu dość długiej rozmowy z rektorem L’Universite des Sciences et de la Technologie a Oran, dostałem ofertę pracy – wykłady na tym uniwersytecie. Otrzymałem bezpłatny urlop z Akademii Górniczo – Hutniczej, gdzie wówczas pracowałem i mogłem rozpocząć prace w Algierii.

Podróż do Algierii była sama w sobie przygoda. Jechaliśmy cala rodzina: oprócz mnie Ewa, Basia (wtedy 6 lat) i Krzysiu (wtedy 8 lat). i z całym dobytkiem na kilka lat do Algierii. Nasz Fiat 125 p ciągnął za sobą wyładowaną po dach przyczepę kampingową. Jechaliśmy w towarzystwie dwóch samochodów z kolegami, którzy tez zaczynali prace w Algierii. Droga prowadziła przez Alpy, Włochy aż do Neapolu, gdzie wsiedliśmy z naszym dobytkiem na prom. Promem do Tunisu a dalej brzegiem morza do Oranu. Po drodze do Oranu przejechaliśmy przez miasto El Asnam, przez który przeszło silne trzęsienie ziemi zostawiając cale miasto w gruzach. Stało się to dwa dni przed naszym przejazdem.

Wtedy nie przypuszczałem ze tak potoczy się moje i mojej rodziny życie, ze los wyznaczy nam drogę do Kanady. Czas spędzony w Algierii był zupełnie nowym doświadczeniem nie tylko zawodowym ale i kulturowym. Algieria mimo ze była ok 150 lat kolonia francuska jest krajem o zupełnie innej kulturze. Francja pozostawiła pewne ślady ale nie zmieniła kultury mieszkającej tam ludności. Pracy było dużo ale wolny czas spędzaliśmy atrakcyjnie w międzynarodowym towarzystwie, w podróżach i poznawaniu tego pięknego kraju – od Morza Śródziemnego po Saharę z tajemniczymi górami. Dzieci chodziły do szkoły francuskiej prowadzonej przez Ambasadę Francji gdzie miały okazję poznawania języka i kultury Francji. Na Uniwersytecie pracowali ludzie z całego niemal świata co dało nam okazje poznać wielu ciekawych ludzi. Tam również poznaliśmy Zygmunta i Jadwigę Komorowskich, z którymi nawiązaliśmy bliższą znajomość. Zygmunt Komorowski wykładał Socjologie. Jak się potem okazało, ich syn Bronek, wtedy młody chłopak, został Prezydentem Polski.

W listopadzie 1981 roku poleciałem do Polski gdyż zmarł mój ojciec. W Polsce zastałem bardzo napiętą sytuację. Po powrocie do Algierii w pewnym sensie przepowiedziałem wprowadzenie stanu wojennego – przekazując moje obserwacje kolegom mówiłem, ze sytuacja w Polsce jest tak napięta (wojsko na ulicach), ze coś niedobrego musi się wydarzyć. Po dwóch tygodniach od mojego powrotu do Algierii w Polsce wprowadzono stan wojenny. Wtedy przyszła niepewność jak zareagują władze algierskie – co zrobią z Polakami tam pracującym. W Algierii mieliśmy swoją komórkę Solidarności, której byłem aktywnym członkiem. Były nawet przypuszczenia ze będą nas deportować do Polski. Ktoś nawet przyniósł wiadomość ze w porcie stoi statek, którym maja nas ewakuować do Polski. Nikt nie miał zamiaru wracać w ten sposób do Kraju - wprost w “stan wojenny” a już najmniej ludzie włączeni w działalność Solidarności, którzy mogli oczekiwać internowania. Przyszły wiec pomysły aby przeczekać stan wojenny za granica ale nie w Algierii. W ten sposób sporo Polaków znalazło się w Kanadzie, Francji, Australii i Stanach Zjednoczonych. Okazało się, ze Ambasada Kanady wykazała największe zrozumienie naszej sytuacji i udzieliła wiz pobytowych dla wielu Polaków z Algierii. Nasza rodzina również otrzymała wizy pobytowe w Kanadzie. Polecieliśmy do Kanady z planem żeby przeczekać stan wojenny. Los chciał jednak inaczej. Dostałem prace na University of Waterloo jako research associate i zajmowałem sie badaniami procesu spalania, gdzie miałem duże szanse zrobienia badan do pracy habilitacyjnej. Wystąpiłem do władz AGH o przedłużenie urlopu bezpłatnego aby dokończyć badania do pracy habilitacyjnej, przy czym zaznaczyłem ze jeśli jest to niemożliwe z jakichś względów, wracam przed upływem mojego obecnego urlopu do pracy na Akademii. Mimo ze byłem jeszcze formalnie na bezpłatnym urlopie, władze Akademii Górniczo – Hutniczej zareagowała bardzo nieprzychylnie i zwolniła mnie z pracy. Zawiadomienie o zwolnieniu przesłano na mój adres w Krakowie, gdzie nikt nie mieszkał. Nie dostałem żadnej odpowiedzi do Kanady mimo ze podałem adres w Kanadzie. Jak się potem okazało, mój szef z AGH, prof. Tadeusz Pawlik zwolnił mnie bo potrzebował mojego etatu dla synowej swojego kolegi. Bezpośrednim skutkiem tego była strata naszego spółdzielczego własnościowego mieszkania. Było połączenie miedzy Działem Kadr w AGH, którego kierowniczka wtedy była zona oficera SB a władzami spółdzielni w rezultacie czego straciliśmy całkowicie spłacone mieszkanie w spółdzielni własnościowej. W ten sposób odcięli nam praktycznie powrót do Polski . Jak tu wracać do Kraju z dwójką dzieci będąc bez pracy i mieszkania. Musieliśmy organizować nasze życie już zupełnie w inny sposób żeby zapewnić dzieciom godziwe utrzymanie. Na początku nie było łatwo ale muszę przyznać ze udało nam się “urządzić” w Kanadzie. Zarówno moja zona Ewa jak i ja osiągnęliśmy zawodowe sukcesy choć to nie przyszło łatwo. Ewa postanowiła skończyć studia Computer Science w Kanadzie choć miała ukończone studia magisterskie na Akademii Górniczo – Hutniczej. Okazało się, ze w jej specjalności z polskich studiów nie było łatwo znaleźć prace. Po skończeniu studiów komputerowych w Kanadzie rozwinęła z dużym powodzeniem swoje talenty. Miedzy innymi zaprojektowała i wykonała system komputerowy, który używają do dzisiaj rządy Kanady i Stanów Zjednoczonych oraz wiele banków na świecie.

Jak oceniamy po latach nasz wyjazd do Kanady. Jak dziś myślę, poszło nam niezłe w Kanadzie. Doszliśmy do znaczących pozycji zawodowych, mieliśmy dobre zarobki, które zapewniły nam godziwe życie. Mieliśmy okazje dużo podróżować i niezłe żyć ale, po drugiej stronie równania, brakowało osobistych kontaktów z rodzina i przyjaciółmi w Polsce. Taki był bilans. Nasze dzieci Basia i Krzysiek są już dorosłymi ludźmi dobrze osadzonymi na kontynencie Północnej Ameryki. W międzyczasie, ukończyli szkoły średnie, potem studia i maja dobre prace. Basia skończyła studia (Business Management) na University of Ottawa potem studia prawnicze w Stanach Zjednoczonych – pierwszy stopień na Widener University, magisterskie na Boston University. Obecnie jest dyrektorem w Citi Group, organizacji finansowej, w Nowym Jorku. Krzysiek skończył Ekonomie na Carleton University w Ottawie potem Master of Business Administration na Uniwersytecie w Nowym Jorku. Dziś, po wieloletniej karierze w TD Bank w Toronto, pracuje w rządzie federalnym Kanady w Departamencie kontrolującym prace banków kanadyjskich. Ożenił się jednak z Polka z Polski – Iwona, którą poznał w samolocie w locie z Toronto do Polski. Iwona tez już ustabilizowała się zawodowo w Kanadzie. Wykonuje zawód, którego wyuczyła się w Polsce. Jest mgr pielęgniarstwa, pracuje w uniwersyteckim szpitalu w Toronto.

Czy jesteśmy zadowoleni ze zostaliśmy w Kanadzie. To jest sprawa złożona. Wtedy nie mieliśmy innego rozwiązania a dziś nie można wracać do tamtych czasów i spraw. Ciągle jesteśmy Polakami i mamy kontakt z Polska. Często odwiedzamy Polskę i interesujemy się wszystkimi aspektami życia w Polsce. Cieszymy się zawsze z sukcesów Polski i martwimy się o niespełnione nadzieje Polaków. Reasumując, po prostu taka drogę wyznaczył nam los, któremu trochę pomogliśmy aby “przebić” się w Kanadzie. Po stronie plusów, w Kanadzie znaleźliśmy uznanie za nasza prace i stabilność za co jesteśmy wdzięczni ze nas przyjęto w tym kraju i dano nam szanse. Nasze serca są wypełnione zarówno Polska jak i Kanada co jest ważnym elementem naszego życia.


Moje wspominki ze sportu

Sport zawsze był i jest ważną częścią mojego życia – są trzy główne nurty w moim sporcie: siatkówka, której już teraz nie uprawiam, żeglarstwo, zwłaszcza morskie, i narciarstwo.

Siatkówka
Udział w reprezentacji Sienkiewicza w latach 1950/51 i 1951/1952. Równocześnie w klubie sportowym ‘Skra”.

AZS Częstochowa - czas studiów na Politechnice Częstochowskiej
AZS Kraków - czas studiów w Krakowie na Akademii Górniczej (II liga państwowa )
“Hutnik” Nowa Huta - czasie pracy w Nowej Hucie

Największy sentyment mam do czasów kiedy miałem przyjemność i zaszczyt reprezentowania Sienkiewicza w siatkówce w latach 1950/51 i 1951/1952. Z dużą przyjemnością wspominam ówczesne czasy. Największe sukcesy osiągnęliśmy w roku 1950/51. Zdobyliśmy wtedy mistrzostwo szkol średnich w Częstochowie, potem mistrzostwo województwa katowickiego pokonując w finale drużynę liceum z Będzina. Następnie, reprezentując województwo katowickie zdobyliśmy mistrzostwo szkol średnich Polski Południowej i zakwalifikowaliśmy się do finału w Warszawie. W finałach w Warszawie poszło nam gorzej niż oczekiwaliśmy na co niewątpliwie wpłynęła kontrowersyjna przegrana z reprezentacja szkol warszawskich. Do tej porażki przyczynił się stronniczy sędzia. Sędziowanie było wyraźnie stronnicze i praktycznie pozbawiło nas możliwości wygrania, co potwierdzili obserwatorzy i nawet kibice warszawskiej drużyny.

Złożyliśmy oficjalny protest o powtórzenie meczu ale ze względów organizacyjnych protest został odrzucony. Na znak protestu postanowiliśmy nie wyjść na boisko do następnego meczu. I tak się stało. Profesor Szyda, opiekun naszej drużyny, starał się przekonać nas ze to jest niesłuszna droga ale czuliśmy się mocno skrzywdzeni i nawet jego interwencja nie poskutkowała. W ten sposób straciliśmy możliwości gry o lepsze miejsce. Zajęliśmy w efekcie 7 miejsce a zwyciężyła drużyna liceum z Gdańska. Nasza reakcja, jak to widzę dzisiaj, była niedojrzała, jak to u 17 letnich chłopców. Po powrocie ze spuszczonymi głowami wysłuchaliśmy słuszna reprymendę dyrektora szkoły Profesora Saboka.

Skład drużyny z roku 1950/51: Bogusław Pabin (kapitan), Stanisław Pabin, Ryszard Popiołek, Witold Zjawiony, Jerzy Zembik (wszyscy matura 1951, Wiesław Hutny (matura 1952). Opiekunami naszej drużyny byli: prof. Julian Lewandowski i prof. Aleksander Szyda.
Z Ryśkiem Popiołkiem i Stasiem Pabinem grałem potem w “Skrze” i AZS Częstochowa.

Żeglarstwo – jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, instruktor żeglarstwa

Żeglarstwo zacząłem jeszcze w czasach Sienkiewiczowskich razem z kolegami ze szkoły - Andrzejem Suchanem, Jurkiem Janikowskim, Witkiem Rozmanitem, Jurkiem Popińskim, Andrzejem Rachniowskim i Waldkiem Szymczykiem . Było to chyba w 9 klasie. Pływaliśmy wtedy na jeziorze Pogoria w okolicach Dąbrowy Górniczej głównie na łodziach klasy H i OK Dinghy. Wpływ na moje zainteresowanie się żeglarstwem był kształtowany przez Ojca, św. Jana, który po skończeniu gimnazjum (wtedy liceów nie było) zamiast zostać nauczycielem, jak początkowo planował, poszedł do marynarki wojennej, która wtedy dopiero powstawała. W domu miałem dostęp do książek i starych przedwojennych czasopism poświęconych morzu i żegludze.

Andrzej Suchan, doskonały żeglarz i niezastąpiony kolega zginął w wypadku na Pogori. W czasie żeglowania na lodzi klasy “H”, dotknął masztem do linii wysokiego napięcia i w efekcie tego zginął porażony prądem. Był wtedy studentem I roku wydziału mechanicznego Politechniki Częstochowskiej. Andrzej był moim bliskim kolega i wydarzenie to silnie mnie dotknęło zwłaszcza ze miałem okazje kontaktować0 się z jego matka po jego śmierci. Co więcej, przed tym feralnym, jak się okazało, wyjazdem na Pogorię, Andrzej przyszedł do mnie i namawiał mnie abym z nim pojechał na żeglowanie na Pogorię. Nie mogłem jechać bo miałem za kilka dni egzamin na Politechnice.

Jurek Janikowski później kontynuował żeglarstwo podczas studiów na wydziale Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej i doszedł do stopnia kapitana jachtowego a w życiu zawodowym do stanowiska dyrektora technicznego Przedsiębiorstwa Połowów Morskich “Arka” na Helu. Do dziś utrzymujemy serdeczny kontakt. Witek Rozmanit studiował prawo na UJ apotem był sędzia w Wadowicach. Do dziś mamy kontakt.

Żeglowanie na Pogori jednak nie wystarczało mi i w wakacje 1951 wyruszyłem na morze. Spędziłem cały sierpień w Jastarni na obozie żeglarskim Ligi Morskiej i pierwszy raz zasmakowałem pływania na morzu. Tam złapałem “wirusa żeglarstwa morskiego”, który siedzi we mnie do dnia dzisiejszego choć upłynęło od tego czasu więcej niż pół wieku. W latach 50–tych morze było zamknięte dla pływań żeglarskich wiec przeniosłem się na Jeziora Mazurskie.

Pomaturalne wakacje w roku 1952 spędziłem na żeglowaniu na Mazurach. Miałem wtedy okazje poznać Leonida Teligę, który był instruktorem na obozie. Leonid był starszy wiekiem i bardziej doświadczonym żeglarzem ale kontakt z nim był jak z rówieśnikiem. Spędziłem wiele wieczorów przy ognisku słuchając opowieści z jego niezwykle barwnego życia – oficer w Kampanii Wrześniowej 1939, polowy ryb na morzu w Rosji, lotnik w bombowym lotnictwie w Anglii. Potem, po wojnie, dziennikarz i reporter. Sporo lat potem, Leonid Teliga opłynął samotnie świat, jako pierwszy Polak i pierwszy Słowianin, na swoim jachcie “Opty”. Niestety niedługo nacieszyliśmy jego obecnością miedzy nami. Krótko po swoim wspaniałym rejsie zmarł w młodym wieku na raka.

Wspinałem sie po drabinie stopni żeglarskich i w roku 1966 dotarłem do najwyższego szczebla uzyskując patent Jachtowego Kapitana Żeglugi Wielkiej i Instruktora Żeglarstwa. Byłem również powołany do funkcji egzaminatora na stopnie kapitańskie w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Polskiego Związku Żeglarskiego. Dziś pływam z synem, Krzyśkiem i zona, Ewa na własnym jachcie na jeziorze Ontario a czasem czarterujemy na innych akwenach (m. Śródziemne). Zajmuje się tez szkoleniem żeglarskim. Obecnie (2012) prowadzę kurs żeglarski w Toronto, na którym mam 40 uczestników.

Żeglarstwo dało mi przeżycia, których chyba niczym nie można zastąpić jak również przyjaźnie, które przetrwały dziesięciolecia. Przepłynąłem, jak dotąd, ok 50 000 mil morskich na Bałtyku, Morzu Północnym, Atlantyku i Morzu Śródziemnym. Teraz również i na Wielkich Jeziorach Północno - Amerykańskich. Byłem instruktorem i kierownikiem wyszkolenia żeglarskiego na wielu obozach – w Jastarni, Trzebieży, Pleniewie, na których uczyłem żeglarstwa znanych dziś polskich żeglarzy. Pływałem i przyjaźniłem się z żeglarzami, którzy zasłynęli swoimi osiągnięciami żeglarskimi i wytyczali nowe szlaki w polskim żeglarstwie. Mogę tu wymienić choćby kilku z nich, najbardziej zasłużonych i znanych, jak Leonida Telige, Teresę Remiszewską, Krystynę Chojnowską, Henka Jaskułę, Teczka Zychiewicza, Bibka Pierożka, Kubę Jaworskiego, Kazika Bednarka, Bogusia Kraczkowskiego, “Ludojada” Maczkę, Janusza Kurbiela, Jurka Tarasiewicza czy Wojtka Białego choć listę można wydłużyć.

Narciarstwo - instruktor narciarstwa (Kanada) – Canadian Ski Instruktors Association

Narciarstwo jest moim “ sposobem na życie” na zimę. Wszystko zaczęło sie w Sienkiewiczu wiec również i moje narciarstwo. Musze tu wspomnieć nieżyjącego już Wojtka Kukulskiego (Matura 1951), z którym zaczynaliśmy nasze narciarstwo. Zaczęło się w Olsztynie na górze zamkowej. Potem były Beskidy i Tatry. Właśnie z Wojtkiem Kukulskim spędziliśmy nasz pierwszy narciarski wypad w Tatry. Był wtedy z nami Alek Koj i chyba Bodek Kozłowski. Warto wspomnieć ze Alek Koj był potem Rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mówiąc o Wojtku Kukulskim – spędziliśmy razem lato 1951 na wędrówkach górskich – najpierw w Tatrach a potem “zaliczyliśmy” piesza wędrówkę górami z Zakopanego do Krynicy. Miałem przykład Ojca, który w swoich młodzieńczych, harcerskich latach odbył piesza wędrówkę z Częstochowy do Zakopanego.

W Kanadzie również spędzam dużo czasu na nartach. Po zdaniu kanadyjskiego egzaminu i uzyskaniu dyplomu Instruktora Narciarstwa Alpejskiego jestem do dziś czynnie włączony w nauczanie narciarstwa. Zaniosło mnie niemal do wszystkich gór Północnej Ameryki - na wschodzie kontynentu: Laurentydy, Adirondacks, White Mountains a na zachodzie: Góry Skaliste, Sierra Nevada, Góry Nadbrzeżne wliczając w to Banff, Lake Louise, Whistler, Squaw Valley, Jackson Hole, Snowbird i wiele innych urokliwych miejsc. Myślę ze osiągnąłem swój największy sukces narciarski “zarażając bakcylem narciarstwa” cala moja rodzinę - żonę Ewę jak również córkę Basie i syna Krzyska, którzy również są instruktorami i spędzają wiele czasu na nartach. Mogę powiedzieć ze nasze najlepsze zimowe wakacje rodzinne są nie na Florydzie, jak uważa wielu ludzi w Północnej Ameryce a w zaśnieżonych górach na nartach.

Szkolna historyjka
Wiele było wydarzeń w życiu szkolnym ale wydaje mi się warto wspomnieć a jednym. Był w naszej klasie Jurek Piedos i z nim wiąże się ta historyjka.

Na ścianach w klasie były portrety tzw. dostojników państwowych – Bieruta, Rokossowskiego i kogoś jeszcze. Jak łatwo się domyśleć nie byli oni dla nas idolami politycznymi. Trzeba wspomnieć, ze było to w roku 1950 kiedy do Polski wprowadzono sowiecki terror. Zarówno dyrekcja szkoły jak i nauczyciele byli terroryzowani przez aktywistów Związku Młodzieży Polskiej, organizacje, która miała ukomunistycznić polską młodzież. Zabroniono modlitwy w szkole, usunięto religie z programu szkolnego i rozwiązano harcerstwo. Czasy, które dziś nazywa się stalinowskimi nie były łatwe. Każdy akcent nie “po linii politycznej” był traktowany bardzo poważnie. Wystarczy wspomnieć ze w tym czasie kilku uczniów w Liceum Traugutta dostało wyroki kilku lat wiezienia za domniemana “próbę obalenia” ustroju politycznego w Polsce !!

W takich właśnie okolicznościach, któregoś dnia Jurek Piedos zakleił portrety “dostojników państwowych” znaczkami na “odbudowę Warszawy”. Zrobiło się gorąco. Nauczyciel, który przyszedł na lekcje zameldował dyrektorowi szkoły. Dyrektor wpadł do klasy zdenerwowany I spytał kto to zrobił. O ile dobrze pamiętam, Jurek Piedos przyznał się do tego. Można sobie wyobrazić, ze Dyrektor Sabok był w niemałym kłopocie jak z tego wybrnąć. Z jednej strony nie chciał Jurkowi zaszkodzić a z drugiej strony jakoś to musiał załatwić bo mógł obawiać się ze aktywiści z ZMP doniosą do Urzędu Bezpieczeństwa (UB) a z tym “urzędem” żartów nie było. Dyr. Sabok potrafił jakoś wymanewrować z tego i skończyło się na przyprowadzeniu rodziców i jakiejś naganie dla Jurka Piedosa, o ile dobrze pamiętam.

Po skończeniu szkoły, Jurek Piedos skończył prawo chyba na Uniwersytecie w Lodzi, Dziś jak to widzę, Jurek może zawdzięczać Dyrektorowi Sabokowi ze ten fakt nie miał wpływu na tzw. “opinie” szkoły, która była konieczna aby dostać na studia. Z etykieta “wroga klasowego” byłoby znacznie trudniej zrealizować uniwersyteckie plany.


[Komentarze (2)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych