- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Rzucił hokej, wybrał żonę

Autor: Gazeta Wyborcza - 18.01.2008
Data dodania: 20.01.2008 12:02:08

Gazeta Wyborcza - fragment
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Gazeta Wyborcza - fragment

W numarze Gazety Wyborczej została przybliżona postać Wacława Trepki, absolwenta LO im. H. Sienkiewicza z roku 1951.

Przed meczem bramkarz kładł się obok bramki, a zawodnicy grający w polu oklepywali go kijami. Żeby bramek nie wpuszczał. 50 lat temu to pomagało.
Pod koniec grudnia opublikowaliśmy artykuł o częstochowskich hokeistach na trawie, którzy przez jeden sezon w latach 50 tych mienionego stulecia występowali w pierwszoligowych rozgrywkach. Na początku stycznia – zadzwonił 75 letni Wacław Trepka.
- Jestem na tym zdjęciu. Jeżeli chce Pan posłuchać opowieści starszego pana o jego przygodzie ze sportem, zapraszam do siebie do Gliwic – zaproponował – Mam trochę starych zdjęć, w głowie trochę wspomnień. Chce pan ?
Chciałem.

Sportowiec serce ma wrażliwe

Dostałem adres oraz wskazówki, jak najszybciej dojechać, aby nie błądzić po Gliwicach. Pan Wacław stał przed blokiem. Właśnie wrócił od lekarza. Nie mógł wysiedzieć w domu, krążył przed klatka kilkudziesięcioletniego bloku, zaciągał się dymem- Mam rozrusznik serca, ale podpalam sobie jeszcze trochę- mówi- W domu tego nie robię. Wie pan, żona. Ale jak od czasu do czasu zapale sobie jednego, to chyba nic się nie stanie?
Mieszkanie państwa Trepków jest malutkie: dwa pokoje, ciasna kuchnia. Na ścianach pokoiku, w którym rozmawiamy, wisi staromodny zegar, ani śladu pamiątek sportowych z przeszłości. Wersalka, fotel i meblościanka zajmują nieomal całą powierzchnię.
Na stoliku sterta pożółkłych zdjęć z czasów kiedy pan Wacław był czołowym częstochowskim hokeistą na trawie- Tu stoi Karol Kentzer, trener i założyciel naszej drużyny, tu Zbyszek Gil, późniejszy trener AZS Częstochowa- Trepka pokazuje kolejno młodych uśmiechniętych zawodników ze zdjęcia z 1954 roku. Kentzer i gil już nie żyją. Zmarli na serce. Tak to jest czasami ze sportowcami gdy ćwiczą i grają, wszystko w porządku, gdy kończą karierę, zaczynają się problemy zdrowotne. Z panem Wacławem też tak było. Strasznie utył, serce nie wytrzymało i skończyło się na rozruszniku. Teraz ma działkę i to wzorową. Wyróżnienia działkowców dostaje wraz z żoną co roku. Maja agrest, porzeczki, różne odmiany jagód. W zeszłym roku tyle wiśni im obrodziło, że obdzielili wszystkich znajomych i jeszcze do domu dziecka zawieźli.
- A sport ? Chodzi pan jeszcze na jakieś mecze ?
- Kiedyś chodziłem na piłkę nożną. Teraz już nie, tylko w telewizji oglądam. Spotkania hokeja na trawie dawno już nie widziałem. Zostały tylko te zdjęcia, kilka odznak, trochę wspomnień.

Szalik ochrania nogi

Młodość spędził w Częstochowie: był uczniem LO im. H. Sienkiewicza, potem studentem Wydziału Mechanicznego Szkoły Inżynierskiej przemianowanej w 1955 na Politechnikę Częstochowską.
Sport kochał od urodzenia. Najpierw były boks i lekkoatletyka, hokej na trawie dopiero na studiach. – Dobrze biegałem, byłem wysportowany i chciałem spróbować swoich sil w hokeju – wspomina pan Wacław. Myślał o grze w polu, ale wstawili go do bramki. I tak już zostało.
50 lat temu los bramkarza wcale nie był łatwy. Nie było ochraniaczy, masek na twarzach, tzw. parkanów na nogach. Zamiast parkanów obwiązywaliśmy sobie nogi szalikami.
Piłka po uderzeniu laska leci z olbrzymia prędkością. Jeżeli trafi w nieosłoniętą twarz, uraz murowany. – Widziałem bramkarza ze zmiażdżona i przesunietą kościa policzkową – opowiada Trepka- Dzisiaj nie odważyłbym się stań na bramce bez maski na twarzy. Ale pół wieku temu człowiek był młody i o takich rzeczach nie myślał.
Pierwszy mecz w barwach częstochowskiego AZS- u pan Wacław rozegrał w 1953 roku w klasie wojewódzkiej.

Nieplanowana bramka

W 1954 roku studenci Szkoły Inżynierskiej awansowali do II Ligii. To było duże wydarzenie. Studenci zaczęli garnąć się do gry w hokeja, skompletowano nawet drużynę „ laskarzy ”, która grała w klasie rezerw ( najniższy szczebel ). Zakupiono profesjonalny sprzęt, szaliki zdjęto z nóg. AZS Częstochowa jako beniaminek rozgrywek, skazany był na pożarcie, jednak ku zaskoczeniu wszystkich wygrywał. I to z meczu na mecz.
- W drugiej lidze w dwóch rundach wpuściłem tylko sześć bramek.- Trepce jeszcze teraz błyszcza oczy. Pod koniec rozgrywek awans do I ligi był już właściwie przesądzony. Liczyły się tylko trzy drużyny : AZS Częstochowa, Górnik Siemianowice i Piast Gliwice.
- Graliśmy z chłopakami z Gliwic. Znaliśmy się doskonale, więc przed spotkaniem była ciekawa umowa, że żadna z drużyn bramki nie strzeli – relacjonuje pan Wacław – I w ostatnij minucie spotkania jeden z atakujących z Gliwic wystrzelil do mnie jak z katapulty, przyłożył, trach… i piłka ugrzęzła w siatce. Tak jakby nic nie wiedział o umowie. Doszło do bijatyki.
Kiedy AZS pokonał Górnika na ich własnym boisku 3:0 , można było świętować awans.

Z meczu na wykłady

Gra w pierwszej lidze okazała się wyzwaniem ponad siły akademików, bo poziom był o wiele wyższy niż w II lidze, a mecze rozgrywano w soboty i niedzielę. Częstochowianie wracali więc z rozgrywek i prosto z dworca biegli na uczelnię. – Ulgi żadnej nie było – twierdzi Trepka. Na mecze brali więc ksiązki i wkuwali w pociągach.
Azetesiacy chociaż ambitnie walczyli o punkty, większość spotkań przegrywali. – Kiedyś pojechaliśmy na mecz do Wrześni. Było jakieś lokalne święto, więc przyjechało mnóstwo ludzi, aktyw partyjny. Gospodarze mieli wygrać i wygrali. Byliśmy straszliwie faulowani, ale sędziowie nie zwracali na to uwagi. Kiedy znokautowało mnie trzech zawodników gospodarzy, nasz kapitan interweniował. Ale wyleciał z boiska. Nie było sensu grać. Zeszliśmy z boiska.
Ale były tez miłe wspomnienia, np. mecz z wielokrotnym mistrzem Polski Stella Gniezno. W tej ekipie grało wówczas pól reprezentacji Polski z Alfonsem Plinikiem na czele. AZS zremisował wówczas 2:2.
- Po tym meczu dostałem propozycje przejścia do Warty Poznań. Dawali mieszkanie, prace i 2000 zł. Ale Trepka odpowiedział że zaczął grac w Częstochowie i tu chciałby skończyć.
- Czasami myślę co by było gdybym wtedy zaryzykował – glos pana Wacława łamie się.

Albo ja, albo sport

W latach 50 absolwenci szkól wyższych dostawali tzw. nakazy pracy. Panu Wacławowi państwo kazało pracować w Gliwicach lub Szczecinie. Wybrał to pierwsze miasto. Przez pewien czas dojeżdżal na mecze do Częstochowy, ale w AZS źle się działo, więc lepsi zawodnicy zaczęli szukać nowych klubów. Sekcje rozwiązano w 1956 roku. Nie reaktywowano już nigdy. Trepka nie miał jednak dosyć. Zaczął grać w gliwickim Piaście, ale krótko.
- Późniejsza małżonka nie pozwoliła.
- Jak to ?
Pani Urszula, która dotychczas przysłuchiwała się rozmowie, delikatnie się uśmiechnęła – Po co mi taki kawaler, który soboty i niedziele ma zajęte, a większość wolnego czasu w tygodniu spędza na treningach ?
- I zostawił pan sport ?
- No , nie tak z dnia na dzień. Już po zakończeniu kariery zagrał jeszcze raz w 1965 albo 1966 roku, oldboye kontra pierwszoligowcy. Nie uwierzy pan wygraliśmy to spotkanie.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych