- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia Tadeusza Kawy ( matura 1950 r. )

Autor: Cieślak Aleksander
Data dodania: 02.11.2007 22:37:59

Zdjęcie z legitymacji harcerskiej
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Zdjęcie z legitymacji harcerskiej

Ksiązeczka harcerska
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Ksiązeczka harcerska

Sprawności harcerskie
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Sprawności harcerskie

Przyrzeczenie harcerskie
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Przyrzeczenie harcerskie

Nieistniejący balkon szkolny
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Nieistniejący balkon szkolny

Nr 1 klasa matem. - fizyczna
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Nr 1 klasa matem. - fizyczna

W ogrodzie szkolnym
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
W ogrodzie szkolnym

Na obozie w Wąsoszy - 1
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na obozie w Wąsoszy - 1

Na obozie w Wąsoszy 2
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na obozie w Wąsoszy 2

Na obozie w Wąsoszy 3
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na obozie w Wąsoszy 3

Na obozie w Wąsoszy 4
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na obozie w Wąsoszy 4

Na obozie w Wąsoszy 5
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na obozie w Wąsoszy 5

Obóz wędrowny Karkonosze
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Obóz wędrowny Karkonosze

Obóz wędrowny Karkonosze
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Obóz wędrowny Karkonosze

Komitet opiekuńczy szkolnego harcerstwa
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Komitet opiekuńczy szkolnego harcerstwa

Hufiec ze sztandarem
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Hufiec ze sztandarem

Na hufcu pracy w Jęzorze
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
Na hufcu pracy w Jęzorze

W Alejach
Kliknij aby powiekszyc zdjecie
W Alejach

Jako były uczeń i absolwent Liceum im. H. Sienkiewicza kierowany wspomnieniami lat młodzieńczych i sentymentem do tej szkoły i jej nauczycieli oraz niezapomnianymi wrażeniami z lat mienionych pozwalam sobie opisać niektóre me wydarzenia z mojego życiorysu.
Urodziłem się w Częstochowie dn. 9 marca 1931 roku w domu mojej babci przy ul. Racławickiej, a rodzice mieszkali w prowizorycznych warunkach przy ul. Kościelnej 19/21 . Ojciec prowadził gospodarstwo ogrodnicze i adoptował murowany budynek ( stajnie ) na mieszkanie. Do przedszkola chodziłem od 4 – tego roku życia, które mieściło się przy ul. Barbary naprzeciwko szkoły podstawowej. Po ukończeniu 7 – go roku życia właśnie w tej szkole ( Nr 18 ) rozpocząłem swoją edukację. Ale naukę przerwała wojna. W czasie okupacji chodziłem na komplety i odbyłem naukę w zakresie 6 i 7 klasy. Nauka odbywała się też w moim domu przy ul. Kościelnej 31 / 33 ( po przeprowadzce ). Naukę prowadziła młoda , energiczna nauczycielka wysiedlona z Poznania. Były to lata 1942 / 43. Po zdaniu egzaminu wstępnego u profesora Steczko w prywatnym mieszkaniu przy ulicy Piłsudskiego 21 zostałem przyjęty do Gimnazjum im. H. Sienkiewicza na tajne komplety. Był to rok 1944. Na lekcje chodziło nas sześciu chłopców i jedna dziewczyna. Języka polskiego nauczał nas profesor Sabok w swoim mieszkaniu, matematyki profesor Steczko, biologii i chemii profesor Markowski, łaciny profesor Stoszek ( lekcje te odbywały się w mieszkaniu mojej babci przy ulicy Jasnogórskiej 43 m 5 ) . Na geografię jeździliśmy rowerami na ulicę Olsztyńską. Języka niemieckiego nauczał bas wysiedlony z Poznania profesor, którego nazwiska nie pamiętam, wiem natomiast , że mieszkał w rynku koło kościoła Św. Zygmunta Nr 4 w podwórzu. Kiedyś nieoczekiwanie do drzwi zaczęli burzyć Niemcy, po wyłamaniu drzwi zastali nas uczących się z profesorem. Nie było żadnych wątpliwości, że w pokoju odbywa się nauka. Jednak profesor wykazał zimna krew i oświadczył, że jest to lekcja języka niemieckiego. Zdumieni Niemcy początkowo nie wierząc zaczęli nas z tego języka przepytywać. Każdy z nas oczywiście trochę potrafił mówić w tym języku, toteż odpowiadaliśmy poprawnie na zadane pytanie. Tymczasem inni żołnierze przetrząsali szafę, mieszkanie, ale nic nie znaleziono. Na koniec ja wstałem i powiedziałem dość długi wiersz po niemiecku. W końcu udało nam się i Niemcy opuścili mieszkanie. Jak się później dowiedzieliśmy szukali zupełnie czegoś innego, a do nas trafili przez zwykły przypadek.
Od początku wojny zajęcia szkolne prowadzone były na zapleczu kościoła Św. Barbary. Pamiętam, jak jednego dnia żołnierze niemieccy wtargnęli do Sali lekcyjnej i wyrzucili nas wszystkich na zewnątrz, po czym zaprowadzono nas, abyśmy oglądali egzekucję, która miała miejsce pod murem kościelnym. Rozstrzelano wtedy 10 zakładników. Oglądaliśmy to my – małe dzieci i okoliczni mieszkańcy. Po egzekucji dowódca plutonu podchodził do leżącego ciała i dobijał, tak aby nie mieć żadnych wątpliwości, że ktoś przeżył.
Na przełomie września i października 1944 roku wskutek łapanki na rynku na Zawodziu zostałem wraz z ojcem wywieziony na roboty przy kopaniu okopów przeciwczołgowych w okolice Olesna. Był to obóz o zaostrzonym rygorze. W okolicach działali partyzanci AK, a od wschodu zbliżała się ofensywa wojsk radzieckich. Po dwukrotnej próbie ucieczki, po schwytaniu mnie przez żołnierzy niemieckich doprowadzono nas na przesłuchanie. W trakcie zadawania licznych pytań bito nas, kopano, następnie oznajmiono nam , że zostaniemy rozstrzelani. O fakcie tym miejscowa ludność powiadomiła oddział partyzantów, który niezwłocznie przybył do wioski. Niemcy widząc spore siły partyzanckie w popłochu pouciekali, w ten sposób nie doszło do zbrojnej interwencji. Partyzanci oznajmili wszystkim, że kto czuje się na siłach, nie zagrażając równocześnie bezpieczeństwa rodziny – niech ucieka z obozu. Wiedzieliśmy tez , że zbliża się ofensywa radziecka i wkrótce obóz zostanie zlikwidowany. Zdecydowałem się wrócić do domu. Zaraz po powrocie podjąłem dalszą naukę.
Po wyzwoleniu Częstochowy nastąpiły warunki do legalnej nauki w normalnych budynkach szkolnych. Do czasu wyremontowania i uporządkowania własnego budynku przy ul. A. N. M. Panny 56 nauka odbywała się w Liceum Pedagogicznym przy ul. Jasnogórskiej koło Wałów Dwernickiego, a następnie w Liceum Żeńskim im. J. Słowackiego na ul. Kościuszki. Po przeniesieniu na stałe nauki do własnego budynku ( pracowaliśmy wtedy społecznie przy porządkowaniu i zagospodarowaniu sal lekcyjnych i laboratoriów ). W miarę upływu czasu warunki stawały się zbliżone do normalnych. Nauczali mnie profesorowie, których znałem już z kompletów. Doszli nowi, poprzeczka wymagań wobec nas zdecydowanie się podniosła. Moim pierwszym wychowawcą był profesor Tomala. Po uzyskaniu małej matury, w dalszym etapie zdobywania wiedzy w szkole średniej w klasie o profilu matematyczno – fizycznym był profesor Chłap. Była to osobowość specyficzna. Był dla nas czasem bezwzględny, pamiętam , jak czasem wpadał do pracowni, rzucał dziennik i przepytywał nas tekstu PKWN – u. Trzeba było cały tekst wystrzelać jak z karabinu bez zająknięcia. Kto się zawahał otrzymywał dwójkę! Matematyki podobnie jak na kompletach uczył mnie prof. Józef Steczko. Był to niezwykle dokładny, precyzyjny i niezwykle wymagający nauczyciel. W sposób wyjątkowy potrafił nam wytłumaczyć nawet największe zawiłości matematyczne.
Fizyki nauczała prof. Jadźwińska. Była kobietą niewielkiej postury, natomiast lekcje prowadziła rzeczowo. Wymagała zawsze dużo, początkowo nie miałem u niej większych problemów, ale kiedyś przyłapała mnie na nie przygotowaniu do lekcji i od tej chwili przedmiot ten stał się dla mnie prawdziwa zmora. Moje wcześniejsze zasługi poszły w jednej chwili w niepamięć. Ale jak się potem okazało na maturze nie miałem żadnych problemów , podobnie jak z pytaniami na wyższą uczelnie. Pamiętam jak ciągle na lekcji zwracała uwagę mojemu koledze Kaznowskiemu, aby uważał podczas jazdy na motorze. Kaznowski był zapalonym zwolennikiem jazdy na motorze, zresztą potem był Znanym polskim żużlowcem. Ale prof. Jadźwińska mawiała : Kaznowski, ty chłopcze kiedyś zabijesz się na tym motorze !
Języka polskiego początkowo nauczał nas profesor Janicki, zaraz w następnym roku profesor Józef Wójcicki. Pamiętam taki epizod z zajęć z języka polskiego. W klasie było nas w sumie czterech Tadeuszów . W październiku, kiedy obchodziliśmy imieniny, niespodziewanie nas zapytał. Wywoływał każdego z nas po kolei i zadawał wyjątkowo trudne pytania. Efekt był taki, że dostaliśmy po dwójce. Na koniec lekcji niespodziewanie przywołał nas z powrotem do tablicy, złożył nam życzenia i jako prezent – skreślił nam w dzienniku negatywne oceny. Był to pewnie zamierzony od samego początku pomysł profesora.
Profesor Eugenia Pączkowa organizowała nam wycieczki, między innymi do Szczecina. Tam jedna z atrakcji było przepłynięcie statkiem wzdłuż wybrzeża. W trakcie kiedy statek odbijał od brzegu zorientowaliśmy się , że w porcie został nasz kolega Surygała. Statek powoli płynął, a nasz kolega biegł wzdłuż brzegu , a zanim pies, który wygryzał mu nogawki spodni. My pękaliśmy ze śmiechu, profesorka krzyczała do załogi, by statek nawrócić, a pies cały czas podgryzał goniącego nas kolegę.
Języka angielskiego uczył nas profesor Fileborn. Miał słaby wzrok, często jak wzywał ucznia do odpowiedzi, prosił , aby przyszedł z podręcznikiem. Wskazywał mu tekst, ale nie dostrzegał, że tuz pod oficjalnym podręcznikiem uczeń trzyma drugi z tłumaczeniem polskim w ołówku nad tekstem angielskim. Zdarzało się i tak, że czasem odpowiadał jeden za drugiego. Niestety miałem u profesora Fileborna nieustanne kłopoty. W pewnym momencie rodzice wysłali mnie na korepetycje. Ale i one niewiele pomogły. Ledwo zdałem do następnej klasy.
Wyjątkowym i niezapomnianym nauczycielem był profesor Zygmunt Przesłański. Był kimś wyjątkowym , niezwykle spostrzegawczy, sprawiedliwy. Ilekroć spotykaliśmy się po latach z kolegami zawsze wyrażaliśmy się o nim z najwyższym szacunkiem. Na pierwszej lekcji wychowawczej czytał nazwisko każdego ucznia, a gdy ten wstał, profesor uważnie mu się przyglądał. Jakież było nasze zdziwienie, jak na lekcje matematyki------ przyniósł nam podpisane własnoręcznie zeszyty do klasówek. Każdy otrzymał zeszyt podpisany prawidło, pomimo, że profesor widział nas tylko raz na pierwszej lekcji.
Mile wspominam profesora Alfreda Pawlickiego, Edwarda Mąkoszy , Juliana Lewandowskiego, Szydę i księdza Stanisława Parasa.
Od samego początku istnienia ZHP należałem do tej organizacji. Nosiła ona imię Waleriana Łukasińskiego. Drużynowym był kolejno Zbigniew Roesler i Jan Świąć. W okresie wakacji uczestniczyłem w kilku obozach w Wąsoszy, Lelitach i w wędrownym od Karkonoszy do Pienin, przełomem Dunajca. Były to obozy zorganizowane pod namiotami, szczególny obóz miał miejsce w Wąsoszy. Jedna z nocy utkwiła mi wyjątkowo w pamięci. W nocy często odwiedzali nas partyzanci, którzy nie ujawnili się po wojnie. Komendantem był wówczas Ryszard Roesler ( absolwent LO im. R. Traugutta ). W obozie był skierowany porucznik Wojska Polskiego, którego władze wysłały , aby czuwał nad ideologią obozu. Kiedy tej nocy wkroczyli partyzanci i odkryli, że jest z nami porucznik WP, natychmiast wywlekli go z obozu i chcieli rozstrzelać. Wtedy do akcji wkroczył Ryszard Roesler, namawiał partyzantów najpierw, aby nic nie robili pochopnie, a następnie zwołał zbiórkę całego obozu. Wszyscy zameldowali jaki stan jest wśród obozowiczów. Wtedy Ryszard Roesler poprosił dowódcę partyzantów, aby może uczestnicy obozu zadecydowali, czy rozstrzelać czy wypuścić wolno. Dowódca się zgodził, i podczas głosowania przez podniesienie reki okazało się, że decyzja zapadła, aby porucznika wypuścić wolno. Dowódca partyzantów widząc, że decyzja nie jest po jego myśli jednak uszanował wolę uczniów i powiedział krótko :
O piątej rano ma go nie być.
Ale my wszyscy obawialiśmy się, że partyzanci umowy nie dotrzymają i natychmiast po zbiórce, jak wszyscy się rozeszli natychmiast porucznika WP przepraliśmy w mundur harcerski, sam pożyczyłem mu moje buty, następnie odtransportowaliśmy go na pociąg i odjechał.
Po zakończeniu obozu każdy z nas był przesłuchiwany przez Służbę Bezpieczeństwa. Starano się dociec , czy ktoś z obozu nie zadenuncjował porucznika WP. Ale przecież wszyscy byli uczniami szkoły i nikomu do głowy nawet nie zaświtał taki pomysł, aby na kogoś donieść.
W wakacje roku 1949 odbywałem służbę w ramach obozów junackiej w 9 Brygadzie Służby Polsce ( SP ) na poligonie w Jęzorze koło Mysłowic na Pustyni Błędowskiej. Budowaliśmy tam wiadukty kolejowe w kierunku Krakowa i nasypy pod tory. Likwidowaliśmy opuszczone i zdewastowane baraki po obozach w Brzezince. Była to żmudna i ciężka praca.
Po pracy po południu i obiedzie odbywały się szkolenia, musztry, ćwiczenia wojskowe z bronią, strzelania. Oprócz tego obowiązkowo trzymaliśmy warty przy ważnych dla obozu obiektach, takich m.in. jak magazyn broni. Pamiętam jak miejscowi którejś nocy chcieli włamać się właśnie do magazynu broni. Wywiązała się strzelanina, w efekcie której nie pozwoliliśmy na kradzież.
A w niedzielę cała brygada najpierw czyściła dokładnie buty, prasowała ubranie , koszulę i cała brygadą wyruszaliśmy do kościoła na mszę świętą. Czasem organizowano nam wycieczki, pamiętam jedną z nich do Oświęcimia w nie miałem zbytniej ochoty uczestniczyć. Nasz dowódca major Kurpycz zapytał się , czy spośród junaków są tacy, którzy chcą zrezygnować z wyjazdu. Kilkoro z nas podniosło ręce., wówczas major kazał nam wystąpić. Okazało się , że jest nas 10 osób. Chcieliśmy wówczas po prostu odpocząć, ale nie było nam dane. Oceniono to jako swoisty bunt junaków. Dostaliśmy się pod opiekę sierżanta, który miał opinię srogiego , bezwzględnego faceta. Gdy tylko obóz wyjechał pogoniono nas na pola dawnego wojskowego poligonu i tam w lesie, musieliśmy się godzinami czołgać, biegać, ćwiczyć. Potem skierowano nas do kuchni do obierania ziemniaków, po czym powrotem pobiegliśmy nad rzekę uprać sponiewierane ubranie. W efekcie jak obóz wrócił, na obiedzie odmówiliśmy zjedzenia posiłku. Dosłownie na siłę wlewano nam do menażek zupę. Wówczas sprowadzono Służbę Bezpieczeństwa, która od razu kazała nam wystąpić i podać powód odmowy zjedzenia posiłku. W efekcie wylądowaliśmy na kilka dni w więzieniu tylko dlatego, że w niedziele postanowiliśmy nieco odpocząć.
W 1950 roku zaraz po skończeniu Liceum im. H. Sienkiewicza wyjechaliśmy do Warszawy na trzymiesięczny kurs przedegzaminacyjny do Szkoły Inżynierskiej im. Wawelberga i Rotwanda. W tym czasie dostałem wezwanie , aby stawić się na obóz junacki. Wybrałem jednak kurs przygotowawczy. Z liceum było nas trzech absolwentów : H. Ciepiela, W. Zawadzki i ja. Po zdaniu wstępnych egzaminów rozpoczęliśmy studia od 1 października 1953 roku na wydziale samochodowym. Wcześniej jednak dostałem z Urzędu Bezpieczeństwa wezwanie, abym wyjaśnił dlaczego nie uczestniczyłem w obowiązkowym obozie junackim. Tylko dzięki znajomym moich rodziców pracującym w urzędzie miasta wywinąłem się od odbycia kary pewnie w więzieniu. W roku 1952 połączono Szkołę Inżynierską z Politechniką Warszawską. Nastąpiła reorganizacja i powstały nowe wydziały, miedzy innymi Wydział Mechanizacji Rolnictwa. Na nowo powstałych wydziałach studenci dostali najwyższe stypendia.
W roku 1955 ukończyłem studia i z trzyletnim nakazem pracy trafiłem do Przedsiębiorstwa Robót Melioracyjnych w Częstochowie na stanowisko głównego mechanika ( od 1956 r. ).
Tak zakończył się moje burzliwe dzieciństwo. W moich wspomnieniach chciałem przybliżyć okres mojej nauki w czasie wojny i cudowne lata w Gimnazjum i liceum im. H. Sienkiewicza. Uczyli mnie i kształtowali wspaniali ludzie. Niektórzy z nich jak profesor Zygmunt Przesłański pozostało dla mnie niedoścignionym wzorem. Cóż teraz po latach, gdy odwiedzam szkołę, gdy otwieram drzwi do pracowni – wszystko wraca jak bumerang. Nasze figle szkolne i nauki głoszone przez zacnych profesorów. Kształtowano nas na prawych ludzi. W pełni im się to udało. Nie wiem czy samo słowo : dziękuję , może wystarczyć. Myślę, że pamięć, wspomnienia, może i tych kilka skreślonych słów będzie największym podziękowaniem dla moich profesorów z Gimnazjum i Liceum im. H. Sienkiewicza.


Legenda :
Zd. Nr 1 - stoją od lewej : Wtorek, Maślanka Jerzy, Żurawski, Radlak Włodzimierz, prof. Lewandowski, Kawa Tadeusz, Pacholec Mieczysław, Kot Wiesław, Olszewski Zenon, Pacholec , Wrzaszczyk Tadeusz, Papież Józef


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych