- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomnienia Zbigniewa Pytlewskiego

Autor: Cieślak Aleksander ( np ustnej relacji )
Data dodania: 13.07.2007 00:42:35

Moje wspomnienie zacznę od decyzji jaką podjął mój ojciec co do dalszej mojej edukacji. Otóż początkowo uczęszczałem do szkoły gimnazjalnej w Koniecpolu , która była filią Gimnazjum i Liceum im. Pabianiego w Radomsku. Po jej ukończeniu miałem dwa wycia , albo uczyć się w Radomsku, albo w Częstochowie. O mojej dalszej edukacji zadecydował mój ojciec. Znał dyrektora Liceum im. H. Sienkiewicza jeszcze z czasów strajków szkolnych czyli z roku 1905. Oboje spotkali się właśnie w trakcie strajku. Ojciec mój był uczniem natomiast Sabok był wtedy studentem, zresztą za uczestnictwo w strajkach wykluczony potem z uczelni. Właśnie po wyrzuceniu go z uczelni przez dwa lata mieszkał w Koniecpolu utrzymując się z środków uzyskanych z korepetycji. Stąd te dwa epizody z ich życia sprawili , że dość dobrze się znali. Wobec tego ojciec zadecydował . – Będziesz uczył się w Częstochowie. Już od pierwszych dni wiedziałem, że jest to szkoła specyficzne. Odnosiłem wrażenie, że ma charakter prawicowy. W większości dało się wyczuć prawicowy ton nauczania, do tego dochodziła prawicowość uczniów, którzy wywodzili się z rodzin związanych z ustrojem przedwojennym. Ale oficjalnie ani uczniowie, ani nauczyciele nigdy nie dali znać po sobie, że myślą podobnie – prawicowo. Była jakaś nic porozumienia niewidoczna dla kogoś obcego spoza szkoły.
Naszym wychowawca był polonista profesor Józef Wójcicki, człowiek wymagający, ale o gołębim serce. Organizował nam wycieczki, a w szkole był pierwszym organizatorem wszystkich patriotycznych uroczystości.
Fizyki uczyła nas profesor Jadźwińska. Mój kolega ze szkolnej ławy Ignacy Lechowicz miła zawsze u niej kłopoty. Dostawał zazwyczaj mierne oceny i w opinie profesor Jadźwińskie fizyki nie umiał. Toteż po skończeniu edukacji szkolnej na ostatnim spotkaniu podszedł do profesor Jadźwińskiej cmoknął ją w rękę i oznajmił, że cieszy się , że już nie będzie miał przyjemności spotykania się na lekcjach. Ale okazało się, że nie tak szybko pozbyc się ze swej drogi naukowej profesor Jadźwińskiej. Lechowicz wraz ze mną i kilkoma jeszcze kolegami z klasy wybraliśmy się na studia w Częstochowie w wyższej Szkole Inżynierskiej. A tutaj któregoś dnia spotkała nas prawdziwa niespodzianka. Rektor uczelni profesor Kołakowski przyprowadził na zajęcia z chemii przemysłowej profesor
Jadźwińską.
- Panowie , przedstawiam wam profesor , która będzie nauczała was chemii.
Ignacy Lechowicz tylko stęknął w rozpaczy. Po pierwsze zawsze miał kłopoty u profesor, po drugie to cmoknięcie w rękę teraz mogło okazać się zabójcze. Wiedzieliśmy przecież , że profesor jest osobą bardzo pamiętliwą. I oczywiście jak tylko rozpoczęły się wykłady i ćwiczenie – zaczęło się dla Ignacego nieszczęście. Często profesor Jadźwińska pisząc na tablicy rzucała przez ramie nie odwracając się uszczypliwe uwagi :
- Pani Lechowicz, pan znowu mi przeszkadza !
Po pierwszy semestrze przedmiot ten kończył się egzaminem. Na egzaminie, gdy przyszło do odpowiedzi Ignacy zaczął chrząkać. Pani profesor NATO :
- Co panu jest , panie Lechowicz
- Jestem chory, pewnie przeziębiony.
- To trzeba zamknąć okno.
I dalej egzamin trwał w najlepsze. Nasz biedny Ignacy właściwie nic nie odpowiedział. Uznał w końcu, że jego losy są przesądzone. Profesor Jadźwińska zażądała od nas na koniec indeksów, po czym opuściliśmy sale. Po pewnym czasie poprosiła nas do siebie i oświadczyła:
- Panowie wy nic nie umiecie i przeczytała nam oceny – wszyscy dostaliśmy po trzy minus.
Ale w ręku zatrzymała indeks Lechowicza.
- Gdybyście panowie przygotowali się tak jak pan Lechowicz to pewnie otrzymalibyście taka ocenę jak on. Ale niestety nie zrobiliście tego. Proszę indeks panie Lechowicz.
Po czym opuściła sale. Ignacy otworzył indeks. Nie mogliśmy uwierzyć= widniała tam pełna ocena dostateczna.
Gimnazjum i liceum im. H. Sienkiewicza historii nauczał ksiądz Paras . Na koniec okresu zaproponował swoje końcowe oceny. Większość z nas miała ocenę bardzo dobrą. Ale nie wszyscy. Niektórym wystawił czwórkę, ale zapytał czy ktoś tę ocenę chce poprawić. Na to zgłosił się nasz kolega Jan Pytel i oświadczył, że chciałby zdać materiał na piątkę. Z kolei ksiądz oświadczył ;
- Przecież jesteś niewierzący !
- Tak nie jestem wierzący, ale na tyle zdolnym uczniem, że potrafię tego przedmiotu nauczyć się na piątkę.
I ja otrzymał, bo umiał.
I na koniec – niechciana sytuacja z profesorem Lewandowskim, który miał z nami wychowanie fizyczne. Najczęściej graliśmy w piłkę nożną. Należałem chyba do tych co grali najsłabiej, moje uderzenia w piłkę były w większości dziełem przypadku. Po moich uderzeniach można było grac jak na loterii. I właśnie kiedyś podczas gry takie loteryjne uderzenie wykonałem, a piłka zamiast lecieć w kierunku bramki wylądowała dokładnie na głowie profesora. Podszedłem zaraz i przeprosiłem, ale profesor długo mi się przyglądał sadząc zapewnie, że uderzyłem w jego głowę specjalnie.


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych