- Strona Główna -
- Historia Szkoły -
- Różności -
- Kronika Szkoły -
- Spotkania po latach -
- Muzeum - Kroniki -
Almanach Absolwentów IV L.O. im. H. Sienkiewicza w Częstochowie

Wspomina Lambke Janusz ( matura 1954 )

Autor: Cieślak Aleksander ( opracowanie )
Data dodania: 11.01.2007 22:25:29

Wszyscy byliśmy bardzo ze sobą zżyci. Panowała wśród nas atmosfera koleżeństwa, solidarności. Czasami jednak byliśmy po prostu szkolnymi urwisami. W tamtym okresie razem przezywaliśmy radości, pierwsze niepowodzenia i pierwsze dramaty życiowe. Wszyscy doskonale się znaliśmy i rozumieliśmy. W tym czasie nie było telewizji, mało dostępne było radio. Z rozrywek pozostawało zaledwie kino i teatr. W kinie repertuar zmieniał się rzadko, a proponowane filmy nie były zbyt interesujące. Pozostawały więc imprezy sportowe i radio, a właściwie relacje sortowe w nim. Często chodziliśmy na zawody żużlowe i mecze piłki nożnej.
W tym czasie w szkole zlikwidowano skautowskie harcerstwo. Władze uważały je ideologicznie nie do przyjęcia na panujące czasy. W to miejsce założono Związek Harcerstwa Polskiego. Wkrótce okazało się , że zapanowała nowa ideologia. Nam młodym chłopcom wtedy nie sprawiało to różnicy, ale władzom tak. Powoli ruszył proces sowietyzacji młodego społeczeństwa.
Drugim istotnym wydarzeniem było usunięcie religii ze szkół. ( 1952 rok ). Pierwsze lekcje poza szkoła odbywały się najpierw na Jasnej Górze, a następnie w domach parafialnych. Wprowadzono do ceremonii szkolnej akademie okolicznościowe, rocznicowe. Zabroniono natomiast odmawiania jakiejkolwiek modlitwy w trakcie zajęć szkolnych. Z sal usunięto krzyże, a w to miejsce powieszono portrety Bieruta i Stalina. Przeprowadzono reformę szkolnictwa i wprowadzono nowe programy nauczania zwłaszcza z historii z której wyeliminowano takie zagadnienia jak : Wojna polsko – bolszewicka, zminimalizowano znaczenie Chrztu Polski. Takich przykładów można byłoby podać wiele. Wprowadzono nowe tematy dotyczące walk wyzwoleńczych narodów kolonialnych. Wprowadzono także naukę języka rosyjskiego, jako przedmiotu obowiązkowego. Z innych języków obcych tolerowano język łaciński.
Po skończeniu gimnazjum każdy starał się pozostać w starym budynku, w którym można było kontynuować program licealny. Część moich kolegów wybrała jednak inna szkołę. I tak bracia bliźniacy Zajferd Andrzej i Maciek poszli do szkoły zawodowej, kolega Chodakowski wybrał szkołę mechaniczną. Zakrzewski Andrzej zdecydował się na szkołę muzyczna. Część poszła do szkoły hutniczej.
Swoich profesorów lubiliśmy i szanowaliśmy. Ale wiadomo jak to w szkole. Przychodziły takie dni, kiedy psoty i figle brały górą nad powagą nauki. Celowali w tym głównie bracia bliźniacy. Dla nauczycieli przede wszystkim trudno było ich rozróżnić. Czasem my się myliliśmy, wobec tego dla profesorów było to jeszcze większą zagadką. A bracia wykorzystywali swoją przewagę podobieństwa i czasem jeden za drugiego odpowiadał na lekcji.
Do tradycji należało już smarowanie smalcem tablicy w tłusty czwartek. Ale bywało i tak że z lekcji łaciny albo astronomii uciekaliśmy całą klasą. Raz profesorowi od łaciny rozebraliśmy praktycznie całą katedrę, powyjmowaliśmy drewniane kliny mocujące poszczególne elementy konstrukcji. Następnie porozrzucaliśmy papierki po klasie. Gdy wszedł profesor i zobaczył śmietnik zdenerwował się i rzucił teczką i dziennikiem w katedrę z taka siła , że ta rozsypała się jak budowla z zapałek. Profesor stanął jak wryty, sytuacja ta zdumiała go tak, że początkowo był przekonany, że to jego wina.
Profesorowi od chemii nieustannie zamienialiśmy odczynniki w probówkach. Prawie przed każdym ćwiczeniem robiliśmy mieszaninę różnych odczynników, a na samym wierzchu najczęściej ktoś jeszcze napluł i obserwowaliśmy potem profesora jak te zachodzące reakcje nam wytłumaczy. Ten widząc to tłumaczył nam , że barwa i wydzielina na wierzchu są wynikiem reakcji. I że nad wszystkim ma pełną kontrolę i że reakcja się udała.
Pomysłowi byliśmy tez w stosunku do profesora od biologii. W pracowni stał szkielet człowieka, wobec tego jak tylko mieliśmy okazje zamienialiśmy kości z nogi do reki i na odwrót, a w oczodoły wkładaliśmy piłeczki do ping – ponga. Pewnego razu jeden z kolegów przyniósł niewielki ładunek wybuchowy i włożył go do środka pieca kaflowego tak, że kiedy piec się rozgrzał, a w tym czasie już trwały lekcje to w pewnym momencie ładunek eksplodował. Rozsypały się kafle, pracownia tonęła w kurzu, ponadto dominował biały dym. Rzecz jasna lekcje natychmiast przerwano, nas zwolniono do domu, a w efekcie oczywiście doszło do zebrania rodziców, gdzie z wielką dramaturgią wychowawca klasy przedstawił zaistniałą sytuację. Zresztą piec służył nam nie tylko jak trwał sezon grzewczy. Na wiosnę chowaliśmy się przed profesorami na piecu, zwłaszcza wtedy, gdy zaczynał pisać. Chowaliśmy się tez pod ławkę, wszystko po to, aby nie być widocznym.
Bardziej zdolni koledzy kiedy nie napisali wypracowania a nauczyciel, kazał im odczytać, wtedy włączali swój intelekt i z głowy deklamowali zdanie po zdaniu. Bywało tak na języku polskim, historii, a nawet biologii.
Na języku łacińskim cieniutko pisaliśmy ołówkiem tłumaczenie tekstu. Gdy na lekcji przyszło nam przetłumaczyć nikt nie miał z tym problemów, chyba , że niewyraźnie napisał nad tekstem.
Byli wśród nas, którzy wyróżniali się szczególną pilnością w nauce i posiadali ogromne zdolności. Prymusem w klasie był Filipecki Ryszard, następnie Strzelecki Stefan, Sowier Andrzej, a także Rychlewski Zbigniew. W klasie byli koledzy, którzy okazali się znakomitymi sportowcami. I tak Wojtal Andrzej, Suchecki Andrzej czy Sieczko Janusz byli w szkolnej drużynie koszykówki i siatkówki. Wagner Krzysztof był doskonałym gimnastykiem zarówno na przyrządach jak i w gimnastyce sportowej. Chodkowski niezwykle precyzyjnym szachistom i miał nawet okazję w grać z samym mistrzem Polski Brzózka. Czyż Bogdan był bokserem i wywalczył w Łodzi mistrzostwo Polski juniorów w wadze ciężkiej, Sowier Andrzej był doskonałym żużlowcem włókniarza Częstochowa, a potem ROW Rybnik
Wśród nas nie zabrakło kolegów o uzdolnieniach artystycznych. Przykładem może być Zakrzewski Andrzej, który wyrósł na pianistę, Łukaszewski Leszek , który grał na skrzypcach i trąbce, potem był dyrygentem orkiestry, a w końcu dyrektorem szkoły muzycznej.
Kilku kolegów grało w piłkę nożną w drużynach młodzieżowych, między innymi w takich klubach jak Victoria, Częstochowianka 9 Rozpondek Emil, Bąk Stefan, Suchecki Andrzej, Rachniowski Andrzej ).
Najubożsi koledzy otrzymywali stypendium i kwitki na dożywianie, tj. śniadanie składające się z bułki z masłem, czasem z serem, szklanki kawy lub kakao , płatki owsiane, albo herbata z cukrem.
Podręczników szkolnych na ogół nie było , kto miał możliwość korzystał z książek przedwojennych lub z wydawanych przez „ Wszechnicę radiową ”skryptu bądź z bibliotek domowych w domach kolegów. Biblioteka szkolna była w tym czasie ubogo wyposażona w bez względu na rodzaj literatury. Korzystało się tez z tzw. bryków, czyli streszczeń dzieł literackich będących obowiązkowa lekturą. Książki i zeszyty nosiło się w tornistrach na plecach lub w teczkach skórzanych.
Początkowo pisaliśmy piórami ze stalówką w obsadce. Stalówkę trzeba było maczać w kałamarzu z atramentem. Później przyszła moda na pióra wieczne z pojemnikami na atrament i maleńkim w środku tłoczkiem, albo z gumką wypełniona atramentem. Siedzieliśmy w ławkach drewnianych połączonych z pulpitem w którym były wyżłobione rowkina pióro, ołówek oraz znajdował się pośrodku ławki otwór na kałamarz z atramentem. Pod pulpitem były półeczki, gdzie chowało się tornistry, teczki i oczywiście ściągi, jeśli zachodziła taka potrzeba.
W późniejszym okresie naszą klasę przeniesiono od strony chóru kościelnego, ale tam były już stoliki i krzesła. Przerwy spędzaliśmy na rozległych korytarzach szkoły po których często goniliśmy się . Prze wejściu do szkoły stał woźny, który punktualnie o ósmej zamykał drzwi wejściowe na klucz i bacznie spoglądał, czy wszyscy przychodziliśmy do szkoły ubrani regulaminowo między innymi w kaszkietach.
W szkole działały różne kółka zainteresowań. I tak matematyczne, które prowadził profesor Przesłański; biologiczne – profesor Karpa; miłośników astronomii – profesor Siefried,; polonistyczno – poetyckie, którym opiekowała się profesor Gadzio i historyczne – profesor – Chłap.
Ponadto były sekcje sportowe, przykładowo z koszykówki i siatkówki, które prowadził profesor Szyda. Trenowano ponadto szermierkę i gimnastykę i lekkoatletykę Zajęcia te z kolei były udziałem profesora Lewandowskiego.
W szkole obowiązywał wyjątkowa dokładność. Zajęcia dzwonkiem rozpoczynał i kończył woźny, a robił to tak skrupulatnie, że można było wg jego dzwonka regulować zegarki.
Zawsze przed lekcjami ogromna część młodzieży, udając się do szkoły wstępowała do kościółka Najświętszej Marii Panny. Odmawiano krótki pacierz, który stawał się przepustką na zajęcia szkolne. Pamiętam tez moich kolegów, którzy w kościele tym byli ministrantami.
Kilak słów o szkolnych zabawach, bo i takie bywały. Modne w tym czasie były prywatki, bawiliśmy się z okazji imienin, tłustego czwartku, sylwestra lub innych karnawałowych okazji . W tym czasie niektórzy mieli już swoje dziewczyny, ale najczęściej partnerkami były siostry kolegów lub kuzynki, bądź po prostu koleżanki z innych szkół. Najmodniejszy był w tamtym czasie Słowacki i dziewczyny od Zmartwychwstanek, czyli nasze sąsiadki zza miedzy.
Czy wtedy był problem z paleniem papierosów ? Tak, bo jest to zagadnienie zawsze w szkolnictwie aktualne. Z tego co obserwuje teraz, chyba jednak młodzież częściej od nas sięga po papierosy. Wtedy koledzy papierosy palili po kryjomu. Zaczynaliśmy palić w dziewiątej klasie. Alkohol spożywaliśmy sporadycznie, okazjonalnie. Najczęściej na sylwestra.
Nasza studniówka odbywała się w szkole na Sali gimnastycznej. Trwała od godziny 16.00 do 20.00. W stołówce szkolnej nasze mamy przygotowywały kanapki i herbatę oraz cisatka z kremem. Na stole podawano jeszcze jabłka. Myślę, że dzisiejszy studniówka to dzień do nocy. Inne zwyczaje, inne menu.
Po rozdaniu matur część kolegów poszła na komers lekko zakrapiany alkoholem. Poszliśmy w I Aleję na tzw. górkę, tj. lokal restauracyjny. Wszystko jednak odbywało się z pełna kulturą.
Takie było życie naszej szkoły. Dzisiaj wspominam Liceum Sienkiewicza jako szkołę, która mnie nie tylko nauczyła , ale i wychowała. Znaczna część moich kolegów z tamtych lat piastuje najbardziej eksponowane stanowiska na uczelniach. Sporo z nas rozjechało się po kraju, niektórych można odnaleźć za granicą. Ale przychodzą takie momenty, że wracamy najpierw do kościółka w III Alei, a potem w nasze stare, ukochane pracownie i korytarze. Tutaj spędziliśmy swoje najpiękniejsze lata. Mury tej szkoły pamiętają każdego z nas, pamiętają wszystkie nasze radości, dramaty i entuzjazm.
Tak bardzo chciałbym spotkać choć na moment moich profesorów, powiedzieć im tylko, że całe moje wychowanie i edukację zawdzięczam im. Oczywiście robiliśmy im figle, ale takie są prawa młodości.
Przechodząc III Aleja spoglądam na kolumny, pomnik, szkołę , spoglądam na kościół. I mam wrażenie , że to wszystko wydarzyło się jakby wczoraj…


[Komentarze (0)]
- Redakcja Strony -
- Absolwenci -
- Wyszukiwanie -
- IV L.O. w Internecie -
- Absolwenci innych LO -





Projekt i wykonanie: © 2005 Tomasz 'Skeli' Witaszczyk, all rights reserved.
Modified by X-bot
Hosting stron internetowych